We wpisie o trudnościach, pisałam Wam, że kiedy przytłaczają mnie jakieś problemy, albo czuję, że chciałabym przewietrzyć głowę, lubię wyrwać się za miasto. W okolicach Krakowa jest cała masa ciekawych miejsc, w których można odpocząć od miejskiego smogu. W zeszły weekend wracaliśmy do mieszkania tylko po to, żeby się umyć, wyspać i nakarmić kota. W niedzielę zahaczyliśmy o najwyższy szczyt Gorców, Turbacz.
Z Krakowa wyjechaliśmy po 8 rano. Miłą odmianą był brak korków, a właściwie w ogóle niewielki ruch na Zakopiance. Do Koninek , z których zaczynaliśmy nasz spacer jest niecała godzinka drogi, więc polecam każdemu Krakusowi(i nie tylko!). Trasa jest bardzo prosta, w Lubniu odbijamy na Mszanę Dolną. W Mszanie czekają nas właściwie dwa skręty w prawo i jesteśmy w Koninkach. Ponieważ była z nami osoba, która pierwszy raz była na górskim szlaku, a w dodatku po pięćdziesiątce, zdecydowaliśmy się wyjść na Turbacz możliwie najbardziej łagodną trasą tak, żeby nie zamęczyć naszej towarzyszki i nie zrazić jej do wędrowania. Za wstęp do Gorczańskiego Parku Narodowego płacimy 4 zł za bilet normalny oraz 2 zł za bilet ulgowy. Za całodzienny parking zapłaciliśmy bodajże 7 zł.
Przyznaje się bez bicia – oszukiwaliśmy. Pierwszy odcinek trasy na Turbacz podjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym. Koszt wyjazdu kolejką to 14zł. Szczerze mówiąc na początku nie czułam się zbyt pewnie i przeszła mi przez głowę myśl, że lepiej mi jak trzymam stopy na ziemi. Jak wsiadałam, okulary przeciwsłoneczne zaczęły mi się zsuwać z głowy, w prawej ręce trzymałam spacerowe kije, lewą trzymałam się krzesełka i bardzo potrzebowałam trzeciej i czwartej ręki, żeby złapać okulary i zamknąć metalową barierkę zabezpieczającą nierozgarniętych turystów przed upadkiem z wyciągu. Na szczęście udało mi się ogarnąć ten ambaras, uratowałam kije, okulary i bezpiecznie zamknęłam się na krzesełku. Udało mi się nawet cyknąć kilka zdjęć. Jednakowoż polecam wszystkim wsiadającym, najpierw dobrze się zorganizować, ograniczyć elementy ubioru i akcesoria, które mogą odstawać, tak, żeby nic nie zgubić i nie zaplątać się w wyciąg.
Krzesełkiem wyjechaliśmy na Tobołów, dalej ruszyliśmy tradycyjnie, „z buta”. Trasa zielonym szlakiem przez Obidowiec, a potem czerwonym na szczyt i do schroniska, jest bardzo łagodna i przyjemna. Pewnie nie zaspokoi ona łaknących mocnych wrażeń i stromych podejść. Idzie się raczej spacerkiem, często można odnieść wrażenie, że właściwie to schodzimy w dół. Zaledwie kilka jest takich momentów, w których rzeczywiście można odczuć, że idziemy pod górę.
Na szczyt, a potem do schroniska można dojść w niecałe dwie godzinki, ale szczęśliwi czasu w górach nie liczą. Warto rozglądać się na boki, bo widoki są piękne. Jest się czym zachwycać. Po drodze mijaliśmy zaskakująco dużo muchomorów. Natrafiliśmy również na pomnik wskazujący na wypadek lotniczy. Już w domu wygooglowaliśmy, że w tym miejscu rozbił się samolot ratunkowy transportujący chore dziecko. Pilot i chory pacjent przeżyli wypadek, zginęła natomiast matka chłopca. Okazuje się, że przykrych i tragicznych w skutkach wypadków lotniczych było w Gorcach więcej.
Szczyt znajduje się 1310 m.n.p.m. Co ciekawe, ponoć osoby wychodzące z drugiej strony, innymi szlakami często do szczytu nie docierają. Zatrzymują się w schronisku, nieświadome, że nie znajduje się ono na samym wierzchołku góry, a nieco poniżej. W schronisku można napić się herbaty, kawy lub czegoś bardziej procentowego. Można zjeść obiad. Sama nie próbowałam, bo mieliśmy spory zapas wałówki, której nie chcieliśmy targać z powrotem, ale schroniskowe porcje, z tego co widziałam, są ogromne.
Schodziliśmy szlakiem niebieskim. Zejście jest stosunkowo strome, miejscami zrobione są schodki, po których idzie się niewygodnie. Rozkoszowanie się widokami popsuł nam nieco kropiący deszcz ale na całe szczęście porządne lanie dostaliśmy dopiero kiedy zeszliśmy już do Koninek. Gdyby deszcz złapał nas jeszcze podczas schodzenia to z uwagi na strome i błotniste zejście moglibyśmy załapać się na dodatkowe atrakcje w postaci nieplanowego zjeżdżania na dupach. Kiedy wracaliśmy na Zakopiance był już spory ruch, a przed Myślenicami zaczynał się korek. Na to trzeba być zawsze przygotowanym. Odbiliśmy gdzieś w prawo i przy okazji pojeździliśmy wąskimi uliczkami po podkrakowskich wioskach.
Wyprawę tą trasą na Turbacz mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto szuka ciekawej opcji weekendowego spaceru w górach, a obawia się o stan swojej kondycji. Warto rozkoszować się widokami i naładować się pozytywną energią. Więcej na temat Gorczańskiego Parku Narodowego, możecie przeczytać na poświęconej mu stronie internetowej. Może macie jakieś ciekawe pomysły na weekendowe wycieczki? Zwłaszcza te w Małopolsce, ale nie tylko? Proszę podzielcie się w komentarzach.
Zazdroszczę takiego bliskiego sąsiedztwa gór 🙂 U mnie niestety weekendowy wypad w góry jest całą wyprawą.
Mieszkanie na południu ma swoje plusy:) Sama sobie się dziwie, że do tej pory ciężko mi było znaleźć czas na górskie wycieczki. Jak się okazuje, czasem warto zrezygnować z siedzenia nad aktami sądowymi po to, żeby przewietrzyć umysł 🙂
Malownicze miejsce, chętnie bym się wybrała. U mnie to też byłaby wyprawa. Zdecydowanie za daleko mam, a szkoda.
Może kilkudniowy wypad w wolnej chwili? Atrakcji na pewno znajdzie się na kilka dni. Chociaż z doświadczenia wiem, jak trudno znaleźć czas na dłuższe wyprawy. Pozdrawiam
Mam nadzieje, że się uda taki zaplanować.
Powodzenia w takim razie 🙂
Podziwiam za opanowanie sytuacji na wyciągu, ja prawdopodobnie opuściłabym te kije, a okulary spadłyby mi z głowy 😉 Uwielbiam takie piękne, górskie krajobrazy. Cudowne miejsce na odpoczynek dla ducha, a nawet i dla ciała. Niestety nie potrafię polecić miejsc w województwie małopolskim, chyba, że całe Zakopane się liczy 😉
Sama jestem zdziwiona, że udało mi się nie zlecieć z wyciągu i jeszcze ocalić wszystkie akcesoria. Nie jest to tak do końca do mnie podobne 🙂 Odpocząć w górach można idealnie, pomimo wysiłku fizycznego. Byliśmy w zeszły weekend na Babiej Górze, myślę, że relacja wkrótce znajdzie się na blogu, bo widoki były jeszcze piękniejsze!
Cudne widoki! W takim miejscu zdecydowanie można porządnie odpocząć i trochę oczyścić głowę, a przy tym zaliczyć całkiem niezły trening 😉 Ale dla wypoczynku na takim łonie natury można się trochę wysilić 😉 Koniecznie muszę kiedyś odwiedzić i spróbować jak ja dobra jestem w ogarnianiu się na wyciągu 😉
Haha, wyciąg może być prawdziwą atrakcją, jeżeli się ma trochę predyspozycji do nieogarnięcia jak ja 🙂 A Turbacz polecam, to podejście, którym my wychodziliśmy nie wymaga wielkiego wysiłku, jest proste i przyjemne.
Lat temu ze dwadzieścia byłam na Turbaczu. Jedyne co pamiętam, to roje much, od których nie mogliśmy się odgonić. Wchodziły wszędzie. Nigdy więcej się z czymś takim nie spotkałam. Teraz widzę, że jednak warto wrócić 🙂
Na Turbaczu udało nam się, że nie zostaliśmy zaatakowani przez muchy. Natomiast w sobotę byliśmy na Lubaniu ( również w Gorcach) i tam nie mogliśmy się od tych owadów opędzić. Właściwie każdy turysta, którego mijaliśmy miał wokół głowy taką muszą aureolę.
Może to jakieś musze królestwo te Gorce?
W tym roku bardzo polubiłam wycieczki w góry. A kiedyś to ciężko było mnie wyciągnąć na którąś 🙂 Nawet na weekend jeżeli można by było uciec na taką wycieczkę, nie wahałabym się sekundy i od razu pojechała. Piękne widoki!
Ja na wakacjach skoczyłam na Śnieżnik http://www.pinkenvelope.pl/2016/07/snieznik-spacer-we-mgle.html 🙂 Dolnośląskie ale też warto choć raz odwiedzić 🙂
pozdrawiam serdecznie!