Pomyślałam, że napiszę dziś do Was kilka słów o tym jak wyrwać się z marazmu.
Mam 27 lat i jestem prokrastynatką. Brzmi jak wyznanie składane na grupach wsparcia typu AA? Być może. Nie wypada dziś być niezorganizowanym, leniwym, rozlazłym. Na rynku dostępne są kalendarze, plannery, smartfonowe apki i pewnie około sto tysięcy innych narzędzi, które pozwalają się zorganizować i wyrwać się ze szpon odkładania wszystkiego na później. Sama miałam kilkaset podejść do ogarnięcia siebie- z różnym skutkiem. Czasami po kilku zorganizowanych, planowanych dniach, rzucałam kalendarze w kąt, żeby „wreszcie” móc spokojnie nic nie robić i poodkładać sobie wszystko na później. Zupełnie nieracjonalne, lecz prawdziwe. Wiele się od tego czasu zmieniło, wiele zmienia się ciągle.
Poprzedni tydzień był dla mnie bardzo pracowity, wymagający i dość stresujący. Dzień zaczynałam o 5 rano, kończyłam około północy, czyli czasem praktycznie już kolejnego kalendarzowego dnia. Kiedy tylko pod koniec tygodnia miałam chwilę, żeby odetchnąć przypomniałam sobie siebie sprzed kilku lat, z czasów studenckich, kiedy miałam dużo mniej obowiązków, dużo więcej czasu i … tak naprawdę, dużo mniej ochoty na działanie. Potrafiłam przeleżeć cały dzień w łóżku albo snuć się po domu w piżamie i patrzeć w ekran telewizora nie zajmując się niczym pożytecznym, nie sprzątając mieszkania, nie wychodząc nawet na krótki spacer. Nie miałam ochoty chodzić na zajęcia, dzień za dniem mijał mi bardzo podobnie, kompletnie brakowało mi energii na cokolwiek i dopiero w okolicach sesji, na około 2-3 miesiące przełączałam się w tryb aktywny – wstawałam o 5 rano, robiłam multum rzeczy pobocznych- sprzątałam mieszkanie, robiłam zdrowy obiad, miałam czas, żeby się poruszać i ogarniałam cały materiał do egzaminu, etapami, które miałam szczegółowo rozpisane na kartce- z datami, czasem z godzinami. Dało się? Dało! Przez cały okres bycia w trybie „aktywnym” myślałam o tym, że jak sesja się skończy, będę miała tyle wolnego czasu, będę mogła zrobić tyle ciekawych rzeczy, będę perfekcyjnie zorganizowana. Po sesji tryb aktywny wyłączał się automatycznie i na kolejne pół roku wracałam do błogiego robienia wszystkiego na „zaraz” lub na „nigdy”. Do dzisiaj zastanawiam się, jak to możliwe, że zmarnowałam wtedy tyle czasu.
Jak wyrwać się z marazmu?
Macie tak czasem, że leżycie przez pół dnia do góry brzuchem, nie wiedząc za co się zabrać, oglądając jeden za drugim filmiki na youtubie albo przerzucając bez większego celu telewizyjne kanały? Dopada was poczucie, że życie toczy się gdzieś spokojnie obok i właściwie chciałoby się wstać z kanapy i zacząć działać, ale może jeszcze nie w tym momencie, może za chwilę? Też tak miałam, i okazjonalnie (chociaż niezbyt często) nadal miewam. Co z tym zrobić?
Dokonaj wyboru!
Z doświadczenia wiem, że im więcej czasu przeznaczam na nicnierobienie, tym większą mam na to ochotę, dlatego w codziennym życiu bardzo ważna jest samodyscyplina. Chcesz działać? Działaj! Zastanów się co chcesz osiągnąć, przygotuj sobie listę zadań do wykonania i pilnuj, żeby je wykonać. Nie rozpraszaj się, nie zajmuj się po drodze innymi czynnościami. Za każde wykonane zadanie sprawiaj sobie jednak jakąś małą przyjemność. Jasne, że na pewne rzeczy w życiu nie mamy wpływu, może się zdarzyć, że zaplanujemy sobie kilkanaście zadań do wykonania a tu dopadnie nas słabszy dzień, grypa żołądkowa albo migrena i nie mamy wyjścia, trzeba odpuścić. Ale na co dzień warto zapamiętać, że jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało życie jest sztuką wyboru. Możesz przez cały dzień leżeć i oglądać seriale, albo snuć się bez celu tak jak ja kiedyś, ale nie można mieć wszystkiego, wiele Cię wtedy ominie.
Odkąd byłam małą dziewczynką zawsze powtarzano mi, że jestem zdolna, ale leniwa. Nie wiem skąd to się wzięło, bo patrząc z perspektywy czasu, byłam bardzo aktywnym dzieckiem, uczestniczącym z własnej woli w szeregu zajęć dodatkowych, szukającym i dokładającym sobie coraz to nowych obowiązków. Ale skoro mówili mi tak absolutnie wszyscy, to w końcu i ja zaczęłam w to wierzyć i przez kilkanaście ładnych lat żyłam w przeświadczeniu, że nic się z tym nie da zrobić. Miałam wygodną wymówkę. Przecież taka już jestem- urodziłam się leniwa i muszę z tym żyć. Patrzyłam na ludzi, którzy robią tyle wspaniałych rzeczy i osiągają sukces i myślałam : „jaka szkoda, że ja tak nie mogę”. Dopiero w dorosłym życiu przyszło mi uświadomić sobie, że lenistwo też jest wyborem. Nie ma sztywnego podziału na tych którzy mogą i na tych którzy nie mogą. Więc nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby zacząć żyć jak ci wszyscy ludzie na których patrzysz i którym być może zazdrościsz. To też są tylko zwykli ludzie, którzy codziennie zamiast leniuchowania i patrzenia w sufit wybierają działanie.
Pomyśl kim możesz być za kilka lat. Znajdź sobie cel.
Kiedy mam gorszy dzień, zawsze myślę sobie o tym, co przede mną. Co mogę osiągnąć za kilka, kilkanaście lat. To dla mnie bardzo motywujące. Przypominam sobie okres studencki i stracony wtedy czas i po prostu szkoda mi go tracić więcej. Staram się nie myśleć jednak zbyt dużo o tym, co mogłam osiągnąć. Jasne, że jeżeli jesteś około 30 i przez całe życie prowadziłaś kanapowy tryb życia, to niewielkie szanse są na to, żeby zostać wyczynowym, zawodowym sportowcem i zdobywać olimpijskie medale. Trudno. Pewnych rzeczy nie zmienimy i trzeba z tym żyć i skupić się na tym co zmienić jeszcze można.
A co z tymi, którzy nie mają na siebie pomysłu? Nie wiedzą kim chcą być, co chcą robić za kilka lat? Ważne, żeby zacząć robić cokolwiek. Nie od zawsze wiedziałam, że chcę zostać prawnikiem. Wręcz przeciwnie. Myślałam, że to zawód dla nudnych i poważnych ludzi. Na prawo poszłam niejako przypadkiem, po prostu uważałam, że to w miarę konkretne studia, które jednocześnie nie wymagają umiejętności radzenia sobie z przedmiotami ścisłymi. Studia przetrwałam, ale dopiero kiedy zaczęłam praktykę w kancelarii zrozumiałam, że jest to coś, czym chcę się zajmować w życiu. Moja mała prywatna rada : jeśli nie wiesz co chcesz robić- próbuj. Wynajduj sobie różne zajęcia, podejmuj prace, aż w końcu natrafisz na coś, co przynajmniej przez jakiś czas będzie sprawiać Ci radość ( nie każdy musi w życiu iść tylko jedną, wybraną raz i na zawsze ścieżką kariery). Przy każdym podejmowanym zajęciu staraj się zdobywać jak najwięcej nowych doświadczeń.
Poszukaj osób, które będą dla Ciebie inspiracją
Wokół nas jest tyle ciekawych osób. Może koleżanka, która ogarnia własną firmę, dwójkę małych dzieci, a przy okazji nagle odkryła w sobie pasję do biegania i przebiegła właśnie swój pierwszy maraton? Może kumpel, z którego wszyscy się śmiali, że spędza życie przed komputerem został właśnie programistą i robi mega ciekawe rzeczy? A może babcia, która postanowiła na emeryturze zapisać się na uniwersytet trzeciego wieku? Przebywanie wśród ludzi, którym się chce może nas zainspirować i zmotywować do działania. Nie raz zdarzyło mi się, że ktoś zaraził mnie pozytywną energią.
A jeśli w Twoim otoczeniu brakuje takich ludzi? Na szczęście, żyjemy w czasach, kiedy inspirować możemy się na odległość. Jest całe mnóstwo bardzo ciekawych miejsc w sieci, czy to blogów, czy kanałów na youtube, kont na instagramie czy snapchacie. Jest mnóstwo prelekcji, które nawet jak odbywają się na drugim końcu świata mogą być przez nas wysłuchane. Polecam osobiście pogadanki w ramach TED, których tematyka jest tak szeroka, że każdy znajdzie coś dla siebie, a przy okazji forma jest bardzo przystępna. Większość filmików jest w języku angielskim, ale całkiem sporo z nich przetłumaczone jest na język polski. Pogadanki te są dość krótkie, często trwają od dziesięciu do dwudziestu minut, dlatego spokojnie możemy te kilka chwil w ciągu dnia na nie poświęcić, a kto wie? Może któryś filmik okaże się pomocny w znalezieniu sobie celu lub metody na drodze do wyrwania się z marazmu?
Znajdź sobie ulubioną aktywność fizyczną
Mój idealny początek dnia, to taki kiedy mogę rano pobiegać, albo chociaż wyjść na szybki, energiczny spacer. Paradoksalnie wracam zmęczona, ale z nowymi siłami do działania. W tygodniu staram się też chodzić na zajęcia Zumby, która jako połączenie tańca i ćwiczeń
znacznie poprawia mi nastrój i ładuje pozytywną energią. Kiedyś miałam też rowerek stacjonarny, niestety nie mam już na niego miejsca w mieszkaniu. Jak chciałam obejrzeć odcinek ulubionego serialu, to zamiast leżeć na kanapie, wskakiwałam na rowerek i oglądałam pozostając aktywną. Nie lubisz skakać i pocić się przerzucając ciężary na siłowni? Może odpowiednia będzie dla Ciebie joga lub pilates, może zwykły stretching? A może wolisz duże dawki adrenaliny i zostaniesz miłośnikiem sportów ekstremalnych? Jestem pewna, że jeżeli dobrze poszukasz, to znajdziesz aktywność którą polubisz. Nie chodzi o to, żeby trenować ciężko siedem dni w tygodniu, palić tony kilokalorii i pozostawać w sztywnych treningowych ryzach, ale warto się po prostu rozruszać. Szereg badań naukowych od lat potwierdza, że aktywność fizyczna jest nie tylko poprawia nastrój i jest lekiem na niechęć do działania, ale też pomaga w stanach depresyjnych.
Utrzymaj motywację
Wiadomo, że jak już dokonamy wyboru, znajdziemy sobie cel i inspiracje, to istnieje wtedy duża szansa na to, że po kilku tygodniach lub miesiącach nam się po prostu odechce. Wiadomo, zdarza się. Ja też bardzo często, kiedy już zaczęłam walczyć o siebie i działać w trybie aktywnym, miałam takie dni, kiedy najchętniej odłożyłabym wszystko na później i nie zajmowała się niczym produktywnym. Jak sobie wtedy radziłam? Chcecie o tym poczytać? O moich sposobach na utrzymanie motywacji i walkę z prokrastynacją? Wiadomo, nie jestem psychologiem ani coachem, ale jeżeli Was to przypadkiem zainteresuje, to koniecznie dajcie znać w komentarzach, albo wyślijcie mi wiadomość ( adres mailowy znajdziecie na podstronie o o mnie). Podzielcie się koniecznie Waszymi historiami i sposobami na wyrwanie się z marazmu i kreowanie wymarzonego życia. Warto zapamiętać, że ilość czasu jaką mamy jest ograniczona, dlatego tak ważne jest aby zarządzać nim z głową (wiem, wiem, że to być może wytarte stwierdzenie, ale staram się o nim zawsze pamiętać).
A ja przechytrzyłam system i zaplanowałam sobie czas na taki marazm. Kiedy on nie narzuca mi się sam, bardzo go lubię. Wstaje potem z łóżka, ze zdwojoną silą do działania.
Dobrze jest od czasu do czasu pozwolić sobie po prostu na błogie nicnierobienie. Każdy musi czasem naładować baterie.
Lenistwo to wybór… hm… zgadzam się, bo samo życie to sztuka wyboru. Świetny, motywujący tekst – inspiracja dla tych, którym się nie chce i tym, którym się chce tylko jeszcze nie wiedzą czego tak naprawdę chcą. Bardzo łatwo zatopić się w marazmie, a ciężko z niego wyjść, więc tym bardziej cenny post 🙂
Oby nam się wszystkim chciało chcieć 😀
Bardzo dziękuje i w zupełności zgadzam się z ostatnim zdaniem. Oby nam się wszystkim chciało chcieć! Pozdrawiam
Masz racje, samodyscyplina jest niezwykle ważna. Czas jest cenny i warto dobrze wykorzystać każdą chwilę bo więcej się nie powtórzy 🙂 każdy ma jedno życie, warto je odkrywać, wychodzić mu na przeciw. Siedząc całymi dniami przed telewizorem przegapimy je.
a nie lepiej wziąść różaniec…jak ktoś cierpi na nadmiar czasu?i nie wie co ze sobą począć?
Wziąć* jeśli już…
Gapienie się pusto w sufit godzinami ma więcej sensu niż powtarzanie tych samych wierszyków w kółko do wyimaginowanej persony.
Hej, właśnie szukam w necie wskazówek, jak się podnieść z kanapy i zacząć robić cokolwiek. I cieszę się, że trafiłam na Twój tekst, bo mam ostatnio właśnie taki okres, jak opisywałaś siebie w czasie studiów. Ja jednak nie umiem się zorganizować do aktywności teraz, po 30, mam 2letniego syna, jestem w ciąży, i jestem na zwolnieniu, bo źle się czułam na początku, ale teraz jest już lepiej, a ja nie umiem zacząć robić czegokolwiek, poza zmuszaniem się do minimum – sprzątanie, posiłki, trochę zabawy z synem, a chciałabym coś dla siebie, ale…nie wiem co i tak siedzę, gapię się w tv lub przeglądam Internet i mało co produktywnego przychodzi mi do głowy, no może poza Twoim artykułem, który właśnie przeczytałam, tylko właśnie, jak zacząć… Nie wiem sama, pewnie sama stwarzam sobie problemy…serio egzystencjalny marazm mnie dopadł tak od kilku miesięcy… Za dwa tygodnie wrócę do pracy to może minie, tylko chciałam teraz, jak teoretycznie mam trochę czasu i nieco lepsze samopoczucie coś „dobrego” dla mnie porobić, a tu czarna dziura w głowie
Trzymam kciuki, żeby udało Ci się wyrwać z tego marazmu. Z jednej strony ciąża to też jest fajny okres na to, żeby bez wyrzutów sumienia zwolnić tempo i cieszyć się tym co jest. Z drugiej strony, jeżeli sama mówisz, że to Ci doskwiera, to może być znak, żeby zacząć coś nowego. Ja, kiedy dopada mnie gorszy czas, staram się ograniczyć do minimum czynności, które są zapychaczami czasu. Tv nie mam w domu już od jakiegoś czasu. Staram się wtedy ograniczyć do minimum przeglądanie Internetu, na rzecz wyjścia na spacer, zrobienia czegoś dla siebie, pogaduch z inspirującymi osobami. Zazwyczaj tak krok po kroku, pojawiają się nowe pomysły i nowe możliwości. Powodzenia! I przede wszystkim zdrówka!
…znów to samo pierdolenie