Jak już pisałam w zakładce o mnie, prawdopodobnie nigdy nie zostanę minimalistką. Lubię otaczać się przedmiotami, z których nie wszystkie są mi niezbędne. Czasem nie ułatwia to życia, każda rzecz musi znaleźć swoje miejsce, a pojemność mieszkania jest w końcu ograniczona. Poniżej moi mali kuchenni ulubieńcy, czyli kilka drobnych, kuchennych przedmiotów codziennego użytku, które również nie należą do kategorii tych niezbędnych, ale przydały mi się w ostatnim czasie.
Ręczny wyciskacz do cytryn
Może pamiętacie z wpisu z okazji Światowego Dnia Bez Papierosa, że moim małym codziennym rytuałem jest od jakiegoś czasu wypijanie z rana szklanki ciepłej wody z cytryną i miodem. Kiedy temperatura powietrza wzrasta chętnie piję wodę z cytryną, lodem oraz zerwanymi z balkonu miętą i melisą. Nie lubię wyciskać cytryny rękami. Zawsze pochlapię się sokiem, do kubka z wodą wpadną mi pestki, a przy okazji, jeżeli mam na rękach jakieś zadrapania ( przeważnie to zasługa mojego kota), to z pewnością sok mi je podrażni. Dlatego jako mój mały kuchenny pomocnik-ulubieniec idealnie sprawdza się ręczny wyciskacz do cytryn.
Jakie są jego zalety? Jest mały i poręczny. Kiedy wyciskam cytrynę pestki zostają na sitku, a ja ma czyste ręce. Wyciśnięty sok zbiera się w dolnym pojemniku z dzióbkiem, dzięki któremu łatwiej wlejemy sok do szklanki, kubka, albo na łyżkę, jeżeli jakiś przepis wymaga od nas na przykład dwóch łyżek soku z cytryny. Dzięki niemu jestem w stanie wycisnąć cytrynę do ostatniej kropli, czego nie byłam w stanie zrobić jedynie przy pomocy rąk. Po użyciu możemy wyciskacz rozkręcić i umyć. Mam też w domu elektryczną wyciskarkę do cytrusów, jednak nie chce mi się jej za każdym razem wyjmować, rozkładać i uruchamiać dla wyciśnięcia połówki cytryny, dlatego też ten mały pomocnik sprawdza się idealnie. A przy okazji kosztował nie więcej niż 5 zł, co jest jego dodatkowym atutem.
Forma na kostki do lodu
W cieplejsze dni przydaje mi się również moja niedawno zakupiona forma na kostki do lodu. Nie wyróżnia się ona może niczym szczególnym, ale ma jedno, bardzo funkcjonalne rozwiązanie, a mianowicie dno każdego okienka, do którego wlewamy wodę zrobione jest z giętkiego materiału, dzięki któremu z łatwością wyciśniemy wybraną kostkę z foremki tak, jak wyciskamy na przykład tabletki z blistra. Poprzednio używałam foremki, która była w całości wykonana z twardego plastiku i żeby wydobyć kostkę przeważnie musiałam uderzać całą formą o blat albo stół, a wtedy kostki wypadały wszystkie naraz i rozsypywały się po kuchni. Korzystałam również z foliowych woreczków, ale to rozwiązanie bardzo nieekologiczne, w upalne letnie dni tych jednorazowych woreczków zużywa się bardzo dużo. A poza tym, opakowanie z workami zawsze kończyło się w najmniej odpowiednim momencie. Nie korzystałam natomiast z foremek całkowicie silikonowych i chyba nie prędko będę miała okazję skorzystać, skoro ta opisana powyżej, póki co, w pełni mi odpowiada.
Małe deseczki do krojenia
To zdecydowanie moi kuchenni ulubieńcy. Deseczki są małe, poręczne i zawieszone na przyjemnie wyglądającym stojaku. Są zawsze pod ręką, na przykład, kiedy chcę pokroić jednego pomidora i szkoda mi wyciągać dużą deskę do krojenia. Poza tym mieliśmy w domu zawsze ten problem, że nikomu nie chciało się myć dużej deski i lądowała w zmywarce (plastikowa) lub w kolejce do umycia (drewniana) i nagle okazywało się, że nie ma na czym kroić. Tych malutkich deseczek jest sześć, więc dzięki nim udało mi się ten problem rozwiązać. Wiem, że niektórzy są przeciwnikami używania drewnianych desek, z uwagi na to, że nie są one tak higieniczne jak deski szklane czy plastikowe. Szczerze mówiąc, nie bardzo się tym przejmuję. Po użyciu przecieram deskę papierem ręcznikowym i układam w kolejce do umycia, przez godzinkę czy dwie nic jej się nie stanie, a po umyciu osuszam dokładnie i odwieszam na stojak. Nie kroję też na deseczkach surowego mięsa. Zarówno w moim domu rodzinnym, jak i u dziadków zawsze królowały drewniane deski, więc jakoś nie mam przed nimi obaw.
Łapki silikonowe do chwytania gorących przedmiotów
I na koniec moi mali, chroniący przed poparzeniami pomocnicy, czyli silikonowe łapki, służące do chwytania tego, co gorące. Sprawdzają się bardzo dobrze, nie zajmują dużo miejsca, zwłaszcza, kiedy możemy jedną włożyć w drugą. Są tak skonstruowane, że z jednej strony mamy miejsce na wsadzenie kciuka, a z drugiej, na pozostałe palce. Chwyta się nimi bardzo wygodnie. Wcześniej używałam materiałowych rękawic, ale denerwowało mnie to, że jak to w kuchni, łatwo je było poplamić, a tłuste plamy nie zawsze chciały się dopierać. Po kilkunastu praniach rękawica zazwyczaj wyglądała bardzo nieestetycznie. Łapki można z łatwością przepłukać wodą, lub wodą z płynem do naczyń i są gotowe do dalszego użytku. Mała rzecz a cieszy.
Bardzo lubię kupować do domu, a zwłaszcza do kuchni, przedmioty, które są bardzo niepozorne, a okazują się potem być niezwykle przydatne. Opisanych małych pomocników używam prawie codziennie, może z wyjątkiem formy na kostki do lodu, która jest zarezerwowana jedynie na cieplejsze dni. Czy są one mi niezbędne? Nie, spokojnie bym bez nich przeżyła, ale ułatwiają wykonywanie drobnych, codziennych czynności. Macie swoich kuchennych ulubieńców?
Tak to te gadzety bez ktorych mozna zyc (1- chyba najbardziej przydatna). Nie kazdy musi byc przeciez minimalistka 😉
Z nr 1 korzystam dosłownie codziennie. Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam 🙂
Śliczne gadżety, a wiadomo, że im ładniejsze, tym bardziej się chce z nich korzystać 😉
Odnośnie kostek lodu z plastikowych foremek – czasami radziłam sobie z nimi polewając formę przez chwilę ciepłą wodą, ale zdarzało się, że kostki wpadały do zlewu zamiast do miseczki.
Od kiedy mam silikonową foremkę już prawie nie korzystam z tych plastikowych.
Pozdrawiam!
Żwawy Leniwiec
Ja długo szukałam patentu jak opanować plastikową foremkę 🙂 Cieszę się, że mam ten problem z głowy. Bardzo dziękuję za komentarz.
Muszę swoją silikonową foremkę do kostek lodu poszukać. Zawsze jak przychodzą upały, zapominam zrobić kostki lodu. Kiedyś nawet chciałam kostki rosołowe w tym zrobić. 😉 Ja w zasadzie takich swoich ulubieńców nie mam, może z wyjątkiem blachy do pieczenia.
Przy upałach, przynajmniej u mnie, bez kostek lodu ani rusz. Natomiast co do blachy do pieczenia, u mnie niestety takowa leży zazwyczaj odłogiem, ale wszystko przede mną 🙂
Jestem posiadaczką wszystkich i absolutnie uwielbiam ich obecność w kuchni 😀 Ze swojej strony dodałabym jeszcze nieduży, poręczny, ale „krojący wszystko” nóż i pojemniczki „Czysty stolik” na mini odpadki, o których też już kiedyś wspominałam na blogu 😉
Myślę, że dobry nóż w kuchni to skarb. Właśnie taki podręczny, co pomoże w krojeniu i w obieraniu. Najlepiej, żeby go nie trzeba było ostrzyć co chwilę 🙂