Od jakiegoś czasu łapię się na tym, że lubię słyszeć język hiszpański. Pewnie dlatego, co roku, na przełomie stycznia i lutego odwiedzam Wyspy Kanaryjskie. Ostatnio wkręciłam się też w oglądanie hiszpańskojęzycznych seriali. Ale kiedy ktoś mnie pytał, czy byłam kiedyś w Hiszpanii, to do tej pory miałam problem z odpowiedzią. Oczywiście Wyspy Kanaryjskie należą do Hiszpanii – mogę tam jechać bez paszportu i korzystać z Internetu w ramach roamingu w Unii Europejskiej. Ale jednak to nie to samo, co Hiszpania kontynentalna. Ciężko mi było też zaliczyć do wizyty w Hiszpanii mój jednodniowy ( a właściwie jednonocny) pobyt na lotnisku w Gironie – po odwołanym locie z Cagliari. Ale wiedziałam, że moje odwiedziny w kontynentalnej części Hiszpanii są tylko kwestią czasu. W końcu padło na Madryt.
Lot do Madrytu
Do Madrytu wybrałam się na początku kwietnia. To był krótki, babski wyjazd – taki przesunięty weekend. ( W Madrycie byłyśmy od środy do soboty). Moja koleżanka (mistrzyni w wyszukiwaniu lotów i noclegów) znalazła tanie loty do Madrytu z Balic Ryanairem. Na 4 dni spokojnie wystarczył nam duży bagaż podręczny. Należy jednak pamiętać o tym, że duży bagaż podręczny ( walizka o wymiarach 55 cm x 40 cm x 20 cm i wadze do 10 kg) jest obecnie w Ryanairze dodatkowo płatny.
Istnieje możliwość wykupienia pierwszeństwa wejścia na pokład z którym związana jest możliwość wniesienia dwóch sztuk bagażu (kabinówki i małej torebki) albo wykupienia torby do odprawy 10 kg. My skorzystałyśmy z pierwszego rozwiązania. Było tańsze, nie musiałyśmy dzięki temu czekać na bagaże po wyjściu z samolotu, a na 4 dni i tak wszystkie kosmetyki spokojnie upchnęłyśmy w limitach właściwych dla bagażu podręcznego.
Lot z Krakowa do Madrytu trwa ponad 3 godziny. Ja tym razem spędziłam go oglądając „Telefonistki”. Serial polecony mi przez Was, na Instagramie! Opcja oglądania offline na Netflix, podczas lotów sprawdza się idealnie.
Zobacz też : Jak pokonać strach przed lataniem.
Transport z lotniska do Centrum Madrytu
Z lotniska do centrum stolicy podróżowałyśmy metrem. W sumie trzema liniami. Linią 8 do Nuevos Ministerios, następnie linią 10 do Plaza de Espana ( w kierunku Puerta del Sur) oraz linią nr 3 ( w kierunku Villaverde Alto) do Embajadores.
Warto wspomnieć o tym, że lotnisko w Madrycie jest jednym z największych w Europie. Samo dojście do Metra z terminalu na którym lądowałyśmy zajęło nam trochę czasu. Warto wziąć to pod uwagę i być na lotnisku wcześniej, kiedy startujemy z Madrytu. Zgodnie ze znakami, czas dojścia do niektórych gate’ów z punktu kontroli osobistej może zająć ponad pół godziny.
Po dostaniu się na przystanek metra (Aeropuerto T1-T2-T3) kupiłyśmy bilet na metro. Ceny biletów są uzależnione od ilości stacji, które chcemy przejechać. Dodatkowo w przypadku biletów na i z lotniska wliczona jest dodatkowa opłata lotniskowa.
Z zakupem biletu w automacie nie miałyśmy problemu. Automat po prostu wymagał od nas wpisania nazwy stacji docelowej i sam wyliczył odpowiednią kwotę. Za dwa bilety z lotniska do Embajadores zapłaciłyśmy 12,5 Euro. W tę cenę wliczona była karta zawierająca bilety. Ponieważ bilety zostały zapisane na jednej karcie, musiałyśmy sobie ją podawać przy przejściu przez bramki. Kartę wykorzystałyśmy również do zakodowania na niej biletu powrotnego – wtedy koszt dwóch biletów na lotnisko wyniósł 10 Euro ( po 5 Euro na głowę). W trakcie naszego pobytu, po mieście poruszałyśmy się spacerkiem.
Mieszkanie w Madrycie – Airb’n’b
Zamieszkałyśmy w przepięknie urządzonym mieszkanku w pobliżu stacji Embajadores. Skorzystałyśmy z Airb’n’b. Mieszkanie znajduje się w centrum. Właściwie wszędzie mogłyśmy dojść spacerkiem. To jest, moim zdaniem, jeden z najlepszych sposobów na zwiedzanie miasta. Właścicielka mieszkania, Fernanda, okazała się niezwykle sympatyczna. Przywitała nas po hiszpańsku, dając buziaka w każdy policzek ( mówiąc z uśmiechem : two kisses in Spain 🙂 ) . Opowiedziała o tym, co warto zobaczyć w Madrycie (zaznaczyła nam nawet kilka ciekawych punktów na mapie). W mieszkaniu znalazłyśmy też przekąski, wodę, colę i zimne piwo.
Madryt spacerem
Plan na ten wyjazd był prosty. Spacerujemy. Patrzymy na Madryt. Smakujemy. Ja oczywiście przysłuchuję się ludziom mówiącym po hiszpańsku. I nagrywam vloga, który już jest na moim kanale na Youtube. Zapraszam do jego obejrzenia.
Madryt – dzień I
Po przylocie ogarnęłyśmy się szybciutko i ruszyłyśmy na spacer. Przez Calle de Embajadores, Plaza de Cascorro i Calle de Toledo dotarłyśmy do Plaza Mayor.
Po drodze chłonęłyśmy Madryt, rozglądałyśmy się wokół. Ja z ciekawością patrzyłam na Madrycki street art.
Plaza Mayor powstał na planie prostokąta. Otaczają go budynki z ponad dwustoma balkonami. Był świadkiem wielu ważnych wydarzeń, koronacji królów, świętowania ważnych uroczystości. Dziś mieszczą się tu kawiarenki i knajpki. Na placu stoi pomnik Filipa III.
Mercado de San Miguel
Tuż obok Plaza Mayor znajduje się Mercado de San Miguel. To zadaszony budynek targowy, w którym jednak zamiast typowych warzywnych stoisk targowych można znaleźć prawdziwą ucztę dla zmysłów. Zarówno dla wzroku, smaku, jak i zapachu. Madryt można smakować tu na słodko i na słono. Tapas, owoce morza, oliwki, hiszpańskie wędliny, sangria i wermut, słodycze. Raj na ziemi.
Po trzech dniach spędzonych w Madrycie mam wrażenie, że wszystkie drogi prowadzą do Mercado de San Miguel.
Pierwszego dnia przeszłyśmy się również pod Pałac Królewski,po drodze zahaczając o otoczony ogrodami Plaza de Oriente z widokiem nie tylko na Palacio Real, ale również na budynek Teatro Real i budynki Plaza de España.
Wracałyśmy powoli, zachwycając się Madryckimi uliczkami i szukając czegoś do przekąszenia. Tutaj typowa klęska urodzaju. W Madrycie pyszności możemy spotkać niemal na każdym kroku. Totalnie nie mogłyśmy się zdecydować. W końcu zajrzałyśmy do małego baru w okolicy, w której mieszkałyśmy i okazało się, że to wcale nie był zły wybór.
Madryt dzień II
Drugiego dnia spacerkiem przeszłyśmy w stronę Puerta de Toledo, a potem w stronę Placu Świętego Franciszka. Po drodze zahaczyłyśmy o ogród Dalieda de San Francisco, z którego rozpościera się piękny widok nie tylko na miasto, ale również na góry.
Dalej, zajrzałyśmy też do Jardín de las Vistillas, skąd można już zobaczyć Katedrę Matki Bożej Almudena. Chociaż budowę katedry rozpoczęto jeszcze w XIX wieku, to została ona ukończona w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Spod katedry jedynie kilka kroków dzieli nas od Pałacu Królewskiego w Madrycie. Pałac jest oficjalną rezydencją króla Hiszpanii, ale na co dzień król Filip VI i królowa Letizia zamieszkują w Palacio de la Zarzuelana na peryferiach Madrytu.
Pałac Królewski w Madrycie jest udostępniony dla zwiedzających, a bilet kosztuje 13 Euro ( w sezonie od kwietnia do września, poza sezonem jest trochę tańszy). Warto wspomnieć, że od poniedziałku czwartku pałac można odwiedzić bezpłatnie w godzinach od 18 do 20 ( kwiecień-wrzesień) albo 16 do 18 (od października do marca). Ta opcja jest dostępna m.in. dla obywateli Unii Europejskiej. Szczegółowe informacje znajdziecie na przykład tutaj.
Ogrody Sabatini i Campo del Moro
Skoro już jesteśmy w tej okolicy, to warto zahaczyć o ogrody Sabatini i Campo del Moro. Wprawdzie ja raczej jestem fanką bardziej naturalnych i dzikich form przyrody niż zadbane i przystrzyżone ogrody, ale wiosną podoba mi się wszystko, co zielone i kwitnące.
Ogrody Campo del Moro służyły kiedyś wyłącznie rodzinie królewskiej. Dzisiaj są ogólnodostępne. Można w nich spotkać (strasznie rozkrzyczane) pawie i kaczki. Kto uważnie oglądał vloga, ten pewnie je tam zauważył.
Plaza de España, Gran Via, Puerta del Sol
Kolejnym punktem naszego spaceru był Plaza de España. Zabytkowy plac z charakterystycznymi dwoma wieżowcami Edificio de España i Torre de Madrid. Na placu znajduje się również pomnik Cervantesa oraz dwóch najsłynniejszych wykreowanych przez niego postaci : Don Quijote i Sancho Pansy. W tle Edificio de España i reklama znanego smartfona 😉
Od placu odchodzi Gran Via – znana, reprezentacyjna ulica, jedna z głównych ulic w centrum, jedna z wizytówek Madrytu. Gran Via bardzo mi się podoba, chociaż jest tam dość tłoczno. Ale wynagradzamy sobie tłum i wpadamy po drodze na tapas!
Z Gran Via dochodzimy do Puerta del Sol. Jednego z bardziej znanych madryckich placów z pomnikiem Karola III i madryckiego niedźwiedzia. Plac uznawany jest za centrum Madrytu, przed budynkiem Urzędu Pocztowego znajdziemy kilometr zero. Od tego punktu zaczyna się mierzyć odległości na drogach wychodzących ze stolicy Hiszpanii. Plac znany jest również z imprez sylwestrowych przy okazji których madrytczycy zjadają 12 winogron – mających zapewnić szczęście w nowym roku.
Z Puerta del Sol śmigamy dalej spacerkiem po mieście. Po drodze zjadamy churros, a ja dochodzę do wniosku, że ciasto, tłuszcz i czekolada to jest to, co jest mi do szczęścia potrzebne.
Zachwycamy się Madrycką wiosną i (nie wiadomo kiedy) po raz kolejny dochodzimy do Mercado de San Miguel. Wpadamy tam oczywiście na chwilkę, na coś dobrego i ruszamy spacerkiem do Plaza de la Villa – zabytkowego, średniowiecznego placu przy którym stoi dawny ratusz oraz wieża Los Lujanes.
Madryt Dzień III – ogrody Retiro
Trzeciego dnia wyruszyłyśmy w kierunku ogrodów Retiro, po drodze zahaczając o stację kolejową Atocha. To właśnie na tej stacji 11 marca 2004 roku przeprowadzono zamach terrorystyczny, w którym zginęło prawie 200 osób a prawie 1900 zostało rannych.
Dziś na stacji Atocha znajduje się ogród tropikalny, w którym możemy znaleźć wiele gatunków tropikalnych roślin.
Po wyjściu ze stacji Atocha mijamy ogród botaniczny i muzeum El Prado i zmierzamy do Retiro (Jardines del Buen Retiro de Madrid). Pogoda robi się coraz mniej sympatyczna, ale jeszcze nie jest najgorzej.
Porządnie lać zaczyna lać w okolicach Pałacu Kryształowego. Niemniej jednak udaje nam się zrobić mu kilka zdjęć. Pałac w całości wykonany jest ze szkła i stali. Powstał pod koniec XIX w., pod koniec lat 90. XX stulecia przeszedł gruntowną renowację.
Co ciekawe, pod Pałacem Kryształowym podeszła do nas kobieta ( na oko tak przed siedemdziesiątką), która widziała, że robiłyśmy sobie zdjęcia i zapytała czy nie zrobić nam zdjęcia razem. To jest to z czym w Madrycie spotykałyśmy się bardzo często, większość ludzi na ulicach była uśmiechnięta i wychillowana. Wszyscy mówili do nas po hiszpańsku przekonani, że jeżeli tylko będą odpowiednio machać rękami i gestykulować to na pewno ich zrozumiemy (i przeważnie mieli rację). Z kobietą z Retiro też ucięłyśmy sobie krótką pogawędkę, okazało się, że była kiedyś w Polsce, w Warszawie i w Krakowie, który bardzo jej się podobał. Nawzajem pożyczyłyśmy sobie miłego dnia. Na odchodne uśmiechnęła się do nas i nazwała nas „las chicas guapas” 🙂
Tego dnia czekał nas jeszcze porządny spacer po deszczowym Madrycie. Zlało nas dość porządnie, ale absolutnie nie wpłynęło to negatywnie na nasze nastroje. W końcu, tuż przed największą burzą zawitałyśmy (a jakże!) na Mercado de San Miguel, gdzie zajadałyśmy się empanadas.
Madryt na długo zostanie w mojej głowie, jako miasto niezwykle ciekawe i przyjazne. A nadto karmiące dobrym jedzeniem i sangrią. Szczerze mówiąc, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby jeszcze kiedyś tam wrócić. Zawsze z ogromnym sentymentem wracam do miejsc, które mi się spodobały, ale… z drugiej strony w samej Hiszpanii jest jeszcze wiele miejsc, które chciałabym odwiedzić.
Tak z ciekawości – byliście w Madrycie? Jakie inne miasta lubicie i polecacie?
Ewa z ogromną przyjemnością obejrzałam Twoją relację z Madrytu.
Jak będę mieć chwilę pewnie obejrzę jeszcze filmik. 🙂
Dziękuję! Mam nadzieję, że filmik też się spodoba 🙂
Super wycieczka i pewnie miałaś cieplej niż my nad polskim morzem 😉
Kto wie… ostatni dzień trochę nas postraszył pogodowo 🙂
Może kiedyś się uda tam pojechać 🙂 Na razie wykańcza się mieszkanko…
powodzenia 🙂
Kusisz tym Madrytem 😉 Aż mam ochotę tam polecieć! Ja ze swojej strony mogę polecić Andaluzję. To póki co moja ulubiona część Hiszpanii.
Tyle dobrego słyszałam o Andaluzji… Moja lista miejsc do odwiedzenia w Hiszpanii niesamowicie się wydłuża 🙂 A Madryt polecam! Myślę, że Ci się spodoba 😉