Jak pisałam Wam w zeszłym tygodniu, zdecydowałam się podjąć wyzwanie TakeLifeInYourHands, które polegało na tym, żeby codziennie, przez tydzień sprawiać sobie jakąś małą przyjemność. Podejmując wyzwanie myślałam: nic prostszego, przecież na co dzień staram się pamiętać o tym, żeby o siebie zadbać. Staram się znaleźć czas na chwilę dla siebie, na spacer, dobrą kawę czy koktajl, na spotkania ze znajomymi czy zabawę z kotem. Dlatego ogromne było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że w tygodniu pracy, natłok obowiązków sprawiał, że o małej przyjemności dla siebie musiałam sobie specjalnie przypominać. Na co dzień kawa była pita w pośpiechu i nie było czasu na celebrowanie poranków, bo zawsze było coś do zrobienia. Moje codzienne małe przyjemności, mogliście śledzić na moim Instagramie.
To wyzwanie okazało się dla mnie cennym doświadczeniem. Uświadomiłam sobie, jak ważne jest poświęcenie w ciągu dnia chwili na „zresetowanie” umysłu i zrobienie czegoś miłego dla siebie. Czasem drobnostka potrafi zbudować nam dobry nastrój na cały dzień! Co robiłam w tygodniu przyjemności?
O sobotniej próbie oswojenia upału przy pomocy naparu z kolendry pisałam Wam już we wpisie zapowiadającym podjęcie wyzwania. W niedzielę posunęłam się o krok dalej i pomimo wysokiej temperatury odważyłam się na spacer po osiedlowym parku. Po drodze nie mogłam nie zahaczyć o osiedlową lodziarnię, która zapewniała, że dysponuje lodami domowej roboty. Czy rzeczywiście? Trudno powiedzieć, trudno powiedzieć też, co hasło „domowej roboty” miałoby oznaczać, niemniej jednak lody były smaczne i w upalny dzień sprawiły mi dużo radości. Spacerując doceniałam uroki parku, osiedla, mijałam całą masę ludzi, którym upał nie był straszny. Na placu zabaw szalały dzieci, które w ogóle zdawały się nie odczuwać wysokiej temperatury. Zazdrościłam im uśmiechu i beztroski, i chociaż niestety raczej nie wrócą już takie czasy, kiedy będę mogła bez napinki spędzić cały dzień na samych przyjemnościach, to przecież nie ma żadnych przeciwwskazań, przez które nie mogłabym cieszyć się tak, jak te małe brzdące. Sama zresztą pisałam już na blogu o tym, czego my, dorośli, możemy nauczyć się od dzieci. Niestety niedzielny spacer musiałam skrócić ze względu na nadchodzącą burzę, ale udało mi się wrócić do domu zanim lunęło.
W ciągu tygodnia starałam się tak gospodarować czasem, żeby znaleźć go chociaż trochę w ciągu dnia i łącząc przyjemne z pożytecznym, móc realizować wyzwanie. W poniedziałek na przykład wstałam pół godziny wcześniej, spinałam się bardzo w pracy, ale dzięki temu mogłam sobie pozwolić popołudniu na półgodzinną drzemkę. Była mi ona bardzo potrzebna, bo ostatnio często zdarza mi się niedosypiać. Jestem typowym rannym ptaszkiem, lubię wstawać wcześnie, ale czasem w ciągu dnia, szczególnie popołudniu czuje, że po prostu zamykają mi się oczy. Chciałabym móc częściej pozwolić sobie na taką chwilę wytchnienia.
Zauważyłam, że moje małe przyjemności związane były często ze sprawianiem radości podniebieniu. Do niedzielnej porcji lodów doszedł nie do końca fit, ale za to pyszny wtorkowy obiad i środowa miska czereśni, które przywieziono mi ze wsi, prosto z sadu. Pyszota! W czwartek miałam okazję oglądać mecz Polaków w gronie znajomych. Spotkanie ze znajomymi sprawiło mi dużą przyjemność, wynik meczu niekoniecznie, ale trzeba przyznać naszej reprezentacji, że od półfinału dzieliło ich naprawdę niewiele, właściwie odrobina szczęścia. Po meczu natomiast okazało się, że w naszym mieście absolutnie nie było możliwości zamówienia taksówki. Próbowałam przez około 40 minut, w końcu skapitulowałam i zdecydowałam się dotrzeć do domu spacerem. Daleko nie miałam ( może około 2,5 kilometra) jednak nie jestem fanką nocnych spacerów po mieście. Na szczęście nie wracałam sama, a na ulicach po meczu nie było absolutnie żywej duszy, więc przechadzka okazała się dobrym sposobem na wyciszenie pomeczowych emocji.
Ostatniego dnia wyzwania, dużą przyjemność sprawiło mi przygotowanie dla was wpisu o wykroczeniach, które możemy, często nieświadomie popełnić na wakacjach. Zachęcam Was serdecznie do jego przeczytania, bo często nie zdajemy sobie sprawy, że za całkiem niewinne zachowanie, możemy zostać ukarani. Wiedzieliście na przykład, że podczas spaceru w lesie pies powinien pozostawać na smyczy jeżeli nie jest używany do celów związanych z polowaniem?
Dzięki tygodniowi przyjemności postanowiłam zastanowić się nad tym, jakie wyzwania chciałabym podjąć w lipcu. Po pierwsze, wiem, że muszę w tym miesiącu popracować nad organizacją i zarządzaniem czasem. Mam wrażenie, że wciąż zbyt wiele przecieka mi go przez palce, a porządne rozplanowanie zadań z pewnością pomogłoby mi wygenerować więcej czasu na to, co przyjemne. Zakupiłam sobie z tej okazji, cieszący oko kalendarz na 18 miesięcy, od lipca 2016 do grudnia 2017. Moim głównym plannerem pozostaje kalendarz w formacie zbliżonym do a4, z tygodniowym rozkładem, ale pomyślałam, że jest on za ciężki, żeby go dźwigać wszędzie ze sobą. Nauczyłam się już, że w damskiej torebce każdy gram mniej się liczy! Oprócz tego na ścianie wisi u mnie kalendarz miesięczny, który znalazłam u Katsunetki. Jestem fanką tych comiesięcznie wrzucanych przez nią na bloga kalendarzy. Wpisuję tam większe wydarzenia, spotkania, czy wizyty lekarskie, zaznaczam też ważne daty.
Ponadto postanowiłam, że w czasie wakacji powinnam częściej robić rzeczy, które sprawiają mi radość. Dużą inspiracją w tym zakresie był wpis dotyczący lata, który znalazłam na blogu Worqshop. Pobrałam z niego wakacyjną listę rzeczy do zrobienia, którą niemal natychmiast wydrukowałam i zaczęłam odhaczać to, co już udało mi się zrobić. Nie będę realizowała wszystkich punktów na liście, ale jest ona dużą inspiracją do tego, żeby owocniej i przyjemniej spędzić lato. Zdecydowanie jestem zwolenniczką ciepłych miesięcy, dobrze żyje mi się wiosną, latem i wczesną jesienią. Dlatego ważne jest dla mnie, żebym wtedy naładowała baterię na ten okres, kiedy temperatury spadają, a dni robią się wyraźnie krótsze.
Chciałabym też znaleźć więcej czasu na aktywność fizyczną, rozpocząć naukę języka hiszpańskiego (póki co samodzielnie), a także powoli zacząć rozplanowywać naukę do egzaminu zawodowego, który czeka mnie na zakończenia aplikacji, w marcu przyszłego roku. Nie ukrywam, że nauka do egzaminu stanowi dla mnie największe wyzwanie.
A jak Wam minął czerwiec? Dajcie koniecznie znać jakie macie plany na lipiec i drugą połowę roku. Robicie w ogóle takie plany czy raczej wolicie żyć spontanicznie?
Ależ przyjemnie czyta się o małych przyjemnościach! Cieszę się, że umiliły Ci tydzień i że zostają na stałe w planie dnia. Doskonale rozumiem, że wcale nie łatwo znaleźć na nie czas podczas zabieganych dni, mam tak samo. Postanowiłam nawet pozbyć się części zobowiązań, tak żeby mieć więcej wolnego czasu. No i polecam zakupy przez internet;)
Warto czasem odpuścić sobie „pełne obroty” i zwolnić. Bardzo dziękuję za wyzwanie:)
Od kiedy codzienne domowe obowiązki są mniej obciążające, albo „robią się same” mam więcej czasu na takie małe przyjemności 😉 Na szczęście.
Niestety często ludzie zapominają o czymś takim i nie cieszy już nawet poranna kawa, wieczorny bieg, albo wyjście do kina. Pewnie niektórym ciężko byłoby wymienić chociaż kilka radosnych chwil z ostatniego tygodnia… a na pytanie „co zrobiłaś/zrobiłeś dla siebie” odpowiedzieliby „nic”, nie dlatego, że rzeczywiście nic nie zrobili, ale dlatego, że były to działania bezmyślne…
Fajnie jest od czasu do czasu podjąć podobne wyzwanie i cieszyć się drobnymi przyjemnościami 😉
Wydaje mi się, że niektórzy ludzie (ja czasem niestety również) mają taką tendencję, do zapamiętywania nieprzyjemnych, stresujących momentów, myśląc sobie : po co rozpamiętywać poranną kawę! Dlatego warto przestawić się na celebrowanie małych, radosnych momentów. Pozdrawiam.
Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że żyjemy w takim biegu. Przez to często zapominamy o tym by znaleźć czas dla siebie i się odprężyć. Ja też mam z tym problem i strasznie z tym walczę. Wiem, że kiedy nie daje sobie chwili relaksu to motywacja spada mi bardzo. Świetnie, że takie wyzwania są bo dzięki nim możemy się chwilę nad sobą zastanowić i coś zmienić 🙂
Niestety żyjąc w ciągłym biegu ryzykujemy tym, że pewnego dnia obudzimy się kompletnie bez siły i zapału do pracy, do tego, żeby wstać z łóżka. Życzę powodzenia w odnajdowaniu małych przyjemności na co dzień.
Małe przyjemności w sprawianiu sobie radości dla podniebienia, dlaczego nie? Nieważne, w jaki sposób osiągniemy cel – zatrzymamy się, zrelaksujemy, odnajdziemy radość, ważne, że uda się go osiągnąć 🙂
Zgadzam się w zupełności. Chociaż z małymi przyjemnościami dla podniebienia trzeba uważać, ażeby nie znaleźć potem nieprzyjemności na wadze. Dlatego na lody zazwyczaj wybieram się w połączeniu ze spacerem. Dwie przyjemności i nie ma ryzyka. Pozdrawiam 🙂
Witaj Ewa 🙂 Ciekawa jestem jak uda Ci się utrzymać utrzymać wyzwanie sprawiania sobie małych przyjemności. Żeby coś stało sie naszym nawykiem musi upłynąć trochę czasu i musimy wdrożyć ten nawyk w nasze życie. Czy jesteś już na tym etapie, że małe przyjemności stały się częścia Twojego życia? Czy wciąż musisz je jeszcze planować? Pytam z ciekawości, bo dla mnie to nie jest łatwe, żeby planować sobie właśnie przyjemności. Pozdrawiam ciepło! Basia 🙂
Staram się pamiętać o tym, żeby coś przyjemnego dla siebie zrobić, a jeżeli nie mam czasu na jakąś czasochłonną przyjemność, jak długi spacer czy popołudniowa drzemka, to staram się celebrować małą codzienną rutynę. Na przykład wypić kawę w ulubionym kubku, posiedzieć chwilę na balkonie i pogapić się w chmury. Tak, chyba weszło mi to w nawyk, chociaż wiadomo, zdarzają się „gorsze dni” 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo lubię organizować swój czas, bo wiem, że mam wtedy nad nim większą kontrolę. Na wakacje stworzyłam specjalny organizer, w którym zapisałam wszystkie swoje plany. Jestem ciekawa ile postanowień uda mi się wypełnić.
Życzę powodzenia w realizowaniu planów 🙂
I ja również życzę powodzenia w realizowaniu planów i postanowień. Pozdrawiam.