Mówi się, że dzieci przychodzą na świat jako czysta karta. Początkowo, wszystkiego uczą się od dorosłych, od rodziców, dziadków. Nierzadko jednak ku zdziwieniu dorosłych okazuje się, że to oni najczęściej są w stanie się również wiele nauczyć od dzieci. Poniżej trzy wybrane zagadnienia, które przychodzą mi na myśl, kiedy zastanowię się nad tym czego chciałabym nauczyć się od dzieci.
Radości, energii i pogody ducha
O czym większość z nas marzy, kiedy za oknem jest szaro, buro i ponuro, a w dodatku zimno? Ja najchętniej zaszyłabym się pod ciepłym kocem, z kubkiem gorącej herbaty lub kakao i odcięłabym się od świata. O czym marzyłam w analogicznej sytuacji dwadzieścia i kilka lat temu? Żeby wbrew zakazom dorosłych wsunąć na nogi kalosze, wybiec na pole ( na pole, a nie na dwór, jako że wybiegałam w Małopolsce) i wytaplać się w kałużach. Nie mogłam wtedy pojąć, co oznacza magiczne sformułowanie wypowiadane przez pogodynkę : „sytuacja biometeorologiczna niekorzystna” . Tłumaczono mi co to jest, wiedziałam niejako teoretycznie, ale za żadne skarby świata nie mogłam tego tak po prostu pojąć. Dzieci potrafią czerpać radość z najdrobniejszych rzeczy czy wydarzeń, nie mają wykształconego nawyku narzekania, rzadko od nich można usłyszeć, że nic im się nie chce (no chyba, że są naprawdę zmęczone).
Braku obawy przed zadawaniem pytań
Z czym często kojarzy się mówiący już kilkulatek? Z zadawaniem pytań. Często ulubionym zwrotem, używanym przez dziecko jest pytanie „dlaczego”. Kiedy dzieci czegoś nie wiedzą bądź nie rozumieją – pytają. Jest to czasem męczące dla rodziców i otoczenia. Taki chodzący krok w krok za człowiekiem maluch z pytaniem na ustach. Te pytania też są często dla otoczenia niewygodne, i to nie tylko dlatego, że dziecko dopytuje o to skąd się wzięło na świecie, ale też dlatego, że często dorośli sami nie znają na te pytania odpowiedzi. Mój czteroletni siostrzeniec zapytał mnie ostatnio, kiedy pójdę do nieba. Zaskoczona, i trochę przestraszona, zapytałam dlaczego o to pyta, a on z rozbrajającą szczerością odpowiedział, że on był chciał, żebyśmy kiedyś wszyscy poszli do nieba w tym samym czasie, i czy mogę mu obiecać, że tak będzie. Nie wiem skąd u niego zainteresowanie sprawami ostatecznymi, była to okolica Świąt Wielkanocnych, więc może po prostu gdzieś ten temat obił mu się o uszy, ale kompletnie nie miałam pojęcia, co ja mam mu odpowiedzieć. Nie byłam, i nie jestem przygotowana do tego jak się rozmawia z dziećmi w takich sytuacjach.
Niezależnie od tego, czy dziecko zadaje pytania, które czasami nas męczą, a czasami wprawiają w zakłopotanie, zastanówmy się jaka jest reakcja otoczenia na dociekliwego malucha. Zazwyczaj ludzie patrzą na takiego delikwenta i mówią : „jakie mądre dziecko, tyle pytań zadaje” albo „ ciągle o coś pyta, wyrośnie na mądrego chłopca/mądrą dziewczynkę”. Czy słyszeliście kiedyś, żeby ktoś powiedział, że to dziecko jest głupie, bo skoro tyle pytań zadaje, to znaczy, że nic nie wie? Mnie się nigdy to nie zdarzyło, nie zdarzyło mi się nigdy nawet tak pomyśleć. Dlaczego zatem jako dorośli często boimy się zadawać pytania? W pracy, na studiach, na kursach, na które sami zapisaliśmy właśnie po to, żeby poszerzyć swoją wiedzę. Pokaźne grono osób, w tym i kiedyś i okazjonalnie czasami nadal ja, boją się dopytywać, dociekać. Czasami w obawie, że swoimi pytaniami zmęczą otoczenie, czasami w obawie, że zostaną uznani, za osoby z lukami w edukacji i podstawowej wiedzy o świecie. Doświadczenie nauczyło mnie, że nie ma ludzi, którzy wiedzą wszystko. W natłoku informacji, nowych technologii, można się ciągle rozwijać i doszkalać, ale zawsze pewne wiadomości czy umiejętności pozostaną dla nas nieodkryte. To tak normalne, jak brak wiedzy u dziecka. Dlatego warto brać z niego przykład, i nie bać się zadawać pytania.
Reakcji na porażkę
Czym jest życie małego dziecka? Pasmem porażek. W okresie dzieciństwa mały człowiek uczy się kilku cennych i potrzebnych w późniejszym życiu umiejętności, takich jak mówienie, chodzenie, korzystanie z nocnika czy toalety, rozpoznawanie kształtów i kolorów i tym podobne. I jak wygląda proces uczenia się w jego przypadku? Ucząc się chodzić, cały czas upada, kiedy uczy się mówić, słowa wypowiada początkowo niewyraźnie i niepoprawnie. Ile razy zdarzy mu się załatwić w pampersa, zanim nauczy się korzystać z nocnika? A gdy bawi się zabawką, która stawia przed nim zadanie umieszczenia klocka o odpowiednim kształcie w odpowiednio dopasowanym do niego okienku, ile razy, z uporem maniaka dzieciak będzie wciskał trójkąt do okrągłego otworu? Nic mu nie wychodzi !
Czy ktoś się burzy, że dziecko nie potrafi mówić od razu, chodzić na zawołanie? Że na drodze do zdobycia tych umiejętności zdarzają mu się liczne potknięcia? Nie, przecież to normalne. Nikt nie rozpatruje tego w kategorii porażki. Każdy powie, że tak już musi być, że żeby się nauczył chodzić, to musi próbować i parę razy się przewrócić. Zastanawiałam się czasem, kiedy kończy się prawo do potknięć i niepowodzeń. Od którego momentu, jak coś się nam nie do końca uda, to otoczenie, ale przede wszystkim my sami, traktujemy to w kategorii porażki, która często zniechęca nas do dalszego działania, zamiast powtarzać, sobie, że to normalne, że niepowodzenia są nieodłącznym elementem sukcesu, że tylko w ten sposób możemy się uczyć. Warto brać przykład z dzieci, po upadku otrzepać się z kurzu i próbować dalej.
Z okazji Dnia Dziecka, chciałabym złożyć wszystkim dzieciom, nie tylko tym metrykalnie uprawnionym, najserdeczniejsze życzenia. Wszystkiego najlepszego! W mojej ocenie, nie ważne ile mamy lat, warto pielęgnować w sobie wewnętrzne dziecko, dbać o jego małe i większe przyjemności , a kiedy przychodzi nam zmierzyć się z niepowodzeniem, pamiętać o tym, że jeszcze kilka razy przyjdzie nam zaliczyć glebę, zanim osiągniemy sukces. Czy też uczycie się od dzieci, Waszych lub innych, z rodziny czy z sąsiedztwa? Macie jakieś przemyślenia w tym temacie?
Dokładnie! Dzieci cieszą się z wielu rzeczy i ja zaczęłam postępować podobnie. Nasze życie składa się w większej części z codzienności, dlatego powinniśmy się cieszyć nawet z najmniejszej drobnostki 🙂
Popieram:)
Zgadzam się z Wami w zupełności! Dodatkowo radość czerpana z drobnostek przedkłada się potem zazwyczaj na bardziej pozytywne nastawienie do życia w ogóle. Dziękuję za komentarze i pozdrawiam 🙂
Radość i energię chętnie bym przyjęła 🙂
Zdecydowanie się zgadzam 🙂 Szczególnie z brakiem obawy przed zadawaniem pytań. Nam dorosłym często to utrudnia życie 🙂
Ja muszę się nauczyć reakcji na porażkę.
Świetny tekst! Takie małe, a są świetnymi nauczycielami! 😀 Ja już od długiego czasu biorę przykład z bardzo radosnych dzieci 😀 Choć jeszcze trochę muszę popracować nad zadawaniem pytań.
Przede mną też najwięcej pracy w zakresie zadawania pytać i reakcji na porażkę, ale i tak przebyłam już długą drogę.
Warto zachować w sobie coś z dziecka, czasem to pomaga w byciu dorosłym 😉
Zgadzam się całkowicie z powyższym twierdzeniem 🙂
Radości i faktycznie…odwagi przed zadawaniem pytań 🙂 Racja! Kochana, załóż Funpage na FB! To przyciąga czytelników 🙂
Dziękuje za komentarz i zainteresowanie. Fanpage na FB jest w planach, mam nadzieję, że pojawi się wkrótce. Pozdrawiam 🙂
wszystko to prawda! Warto pielęgnować w sobie to wewnętrzne dziecko ucząc się od własnych dzieci.
Zgadzam się:) A jeżeli nie mamy własnych, to przynajmniej od cudzych. Pozdrawiam
Bardzo trafne spostrzeżenia! Podpisuję się pod wszystkim 🙂
Z tych 3 rzeczy jedynie zadawanie pytań i ciekawość mi nie wyparowały 😉
To bardzo dobrze:) Zawsze coś na dobry początek 🙂
Trafnie to ujęłaś, to pogoda nie taka, to za zimno, to za ciepło, to śniegu za dużo zimą, a za dzieciaka to było tyle radości. Ach i jak śnieg wtedy cieszył, im więcej go tym bardziej! 🙂
Dobrze w dorosłym życiu trochę tej radości złapać 🙂 W tym roku w kwietniu nawet próbowałam cieszyć się ze śniegu i łatwiej było to szaleństwo przeboleć 🙂 ( Ale tylko jeżeli chodzi o śnieg w górach, w mieście nadal było to dla mnie nie do przejścia ;)) Pozdrawiam!
Od dzieci można uczyć się też zupełnie innego patrzenia na świat, chociaż ciężko mi to opisac słowami 😉 To jak patrzenie na każdą kolejną przeszkodę jak na przygodę 😀