Pomysł na to, żeby udokumentować jeden dzień ze swojego życia, godzina po godzinie spodobał mi się od razu, jak tylko o nim przeczytałam. Odpowiedzialne za całe zamieszanie są dwie Kasie. Kasia z bloga Worqshop i Kasia z bloga Antilight. Pamiętam, że zeszłoroczną edycję wyzwania śledziłam z dużym zainteresowaniem. Wtedy nie miałam jeszcze bloga, a moja praca wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj. To niesamowite jak wiele można zmienić przez dwanaście miesięcy. Dlatego wczoraj chwyciłam za aparat i telefon i dokumentowałam dzień godzina po godzinie. Chciałabym w przyszłym roku powtórzyć całą zabawę, żeby móc porównać zachodzące zmiany. A tymczasem wszystkich chętnych zapraszam do mojej małej codziennej rzeczywistości.
6.00
Budzik mam ustawiony na szóstą. Ale zazwyczaj budzę się wcześniej. Tym razem wstaję o 5.30. Nie od razu jednak chwytam za aparat. Pierwszą rzeczą jaką trzeba zrobić po przebudzeniu, u mnie w mieszkaniu, jest nakarmienie kota. Choćby się waliło i paliło, moja kotka natychmiast domaga się tego, co jej należne. Awantura przy tym taka, jakby kot był obdzierany ze skóry i niekarmiony od roku. Przeważnie jak już dostanie swoje, tylko zagląda do miski i odchodzi demonstrując, że nie ma jeszcze ochoty na śniadanie. Więc o co ta cała awantura? Ano, żeby było wiadomo, kto rządzi w tym domu.
O szóstej, ze szklanką wody z cytryną, siadam do mojej codziennej praktyki wdzięczności. Wypisuję sobie trzy rzeczy za które jestem wdzięczna, jedną rzecz za którą doceniam siebie oraz dziesięć planów/celów które chcę osiągnąć w ciągu najbliższych dwóch lat. To taki mój mały rytuał, na dobry początek dnia. Pozwala mi nastawić się pozytywnie i nie zapominać o tym, co chciałabym osiągnąć w najbliższej przyszłości. Ranek to też dla mnie często czas na małą aktywność fizyczną. Spacer, albo jazdę na rowerku stacjonarnym, ale nie tego dnia.
7.00
O siódmej zabieram się za jedzenie śniadania. Szału nie ma, tylko kanapki. Ale dorzucam sobie na talerz pomidorki z oliwą, pleśniowym serem i zieloną cebulką. Cebulka jest prosto z balkonu. Po śniadaniu od razu siadam do pracy. Nie mam dziś zbyt wiele do zrobienia, więc chcę odrobić się z tym jak najszybciej.
8.00
Po godzinie wstaję po aparat, żeby sfotografować miejsce pracy. Kiedy wracam do biurka czeka już na mnie moje cudne, srogie spojrzenie. Nie ma obijania, trzeba wracać do pracy. Widziałam gdzieś koszulki z napisem „ciężko pracuję, żeby mój kot miał godne życie”. Muszę sobie taką kiedyś sprawić.
9.00
O dziewiątej rozprostowuję kości i robię piętnaście minut przerwy na kawę. Ponieważ jest piękne słońce to rozkładam się z nią na moim ulubionym balkonowym fotelu. Jeżeli chodzi o herbatę czy kawę, to zdecydowanie zbyt dużą wagę przywiązuję do tego, z jakiego kubka ją piję. Uważam, że nie powinno mi to robić żadnej różnicy, ale zdarzało się, że przelewałam herbatę zrobioną mi przez chłopaka do innego kubka, bo akurat taki miałam nastrój. Chyba każdy ma jakieś dziwne nawyki i przyzwyczajenia. Mój póki co jest niegroźny. Dzisiaj padło na kubek, który dostałam jako jedną z nagród za wyróżnienie w konkursie krasomówczym, w czasie kiedy byłam jeszcze aplikantką. Konkurs był obowiązkowy dla wszystkich aplikantów i raczej większość z nas traktowała go jako zło konieczne, ale okazał się bardzo ciekawym doświadczeniem. A kubek zmienia kolor pod wpływem ciepła. Na zdjęciu jest różowy, ale już widać, że zaczyna robić się zielony u góry. To oznacza, że moja kawa stygnie.
10.00
Po kawie wracam do pracy. I tak też zastaje mnie godzina 10.00. Cykam szybkie foto i działam dalej. Komputer i ustawy w tle. Czyste szaleństwo!
11.00
Idę na spacer. Mój osiedlowy park wygląda przepięknie. Taki maj to ja uwielbiam! Przy okazji wstępuję na drobne zakupy.
12.00
Wracając ze spaceru natykam się na lodziarnię Good Lood – lody naturalne. Kuszę się. Porcja jest bardzo duża. W środku truskawka, karmel z różową solą himalajską i śmietanka ze Skały ( dla niewtajemniczonych ; Skała to miejscowość pod Krakowem, w której znajduję się m.in. OSM Skała – mają bardzo dobre kefiry i maślanki). Nie wiem na ile te lody są naturalne, ale są bardzo dobre. Zwłaszcza śmietanka. Będę tam zaglądać.
13.00
Po powrocie ze spaceru siadam do z powrotem do laptopa i kończę to, co mam do zrobienia. O pierwszej odrywam się od pracy do aparatu, a przy okazji wychodzę na chwilę na balkon i podlewam moje rośliny ( zapomniałam rano!) Bazylia nie przetrwała chyba majowych mrozów, pozostałe jakoś żyją. Zeszłoroczna melisa trzyma się świetnie! Cyk cyk i wracam do pracy.
14.00
„Kończę pracę i zadowolona z siebie, trzaskam klapą laptopa!”. Bardzo chciałam napisać to zdanie, ale nie jest ono do końca prawdziwe. Klapę zamykam spokojnie, bez teatralnych gestów, bez trzaskania. Jednak laptop jest mi niezbędny do pracy, dbam o niego, w miarę możliwości. Ostatnie dni miałam intensywne, tym bardziej cieszę się, że dzisiaj skończyłam wcześnie. Jutro mam sporo do zrobienia, więc pozwalam sobie na odpoczynek. Jak tylko ogarnę mieszkanie z codziennego bałaganu, który robi się, jak wiadomo, sam.
15.00
Mój nadworny kucharz dziś strajkuje i sama muszę się wyżywić. To nigdy nie wróży nic dobrego, ale spróbuję.
16.00
Jest kasza gryczana z czymś w rodzaju gulaszu warzywnego. Całkiem, całkiem. Nawet nadworny kucharz wpadł na chwilę do domu i wpałaszował porcję, całkiem zadowolony. Chociaż on nie uznaje czegoś takiego jak „gulasz warzywny”.
17.00
Mam ochotę rozłożyć się znowu na balkonie i coś poczytać. Ale moje miejsce jest zajęte. Próbuję negocjować. Jeżeli śledzicie moje story na Instagramie to wiecie, że moja kotka nie poddaje się bez walki i negocjuje bezpardonowo. Zazwyczaj kończy się tak, że ona wykłada się na fotelu, a ja siadam na taborecie. Tym razem łaskawie pozwala mi wziąć siebie na kolana.
18.00
Przypominam sobie, że muszę uzupełnić wniosek do NFZ. Jutro jadę po moją kartę EKUZ. Drukuję wniosek i ogarniam od razu jego wypełnienie. Po co mam potem robić to rano w pośpiechu??
19.00
To dobra pora na zaplanowanie kolejnego dnia. Zainstalowałam właśnie aplikację TO DO i mam wrażenie, że się polubimy. Przy okazji włączam telewizję informacyjną i sprawdzam co się dzieje w kraju i na świecie.
20.00
Czas na moje wieczorne rytuały. Polubiłam się ostatnio z oczyszczaniem twarzy olejami. Używam mieszanki oleju rycynowego i oleju z orzechów włoskich. Póki co twarz jest mi wdzięczna, a mi codzienny demakijaż i oczyszczanie sprawia dużo przyjemności.
21.00
Kładę się do łóżka z książką. Wprawdzie wieczorem wolę czytać papierowe wersje, ale aktualnie nie mam nic papierowego na tapecie, pozostaje więc Legimi. Wiem, że światło laptopa ponoć źle wpływa na zasypianie, chociaż ja nigdy nie miałam z tym problemów. Odkładam już natomiast aparat, więc to koniec hour by hour na dziś. Zasypiam około 23.
Moje dni wyglądają różnie. Czasem mam dużo rzeczy do zrobienia i spędzam cały dzień przed komputerem. Raz w tygodniu, popołudniu pracuję poza domem. Bardzo lubię takie dni jak ten powyżej. Nic szczególnego, ale mi wiele do szczęścia nie trzeba. Braliście udział w wyzwaniu hour by hour? Chętnie popodglądam!
Kubek na kawę zmieniający kolor jest świetny i praktyczny, jestem nim oczarowana 🙂
To świetny bajer i taka „mała rzecz a cieszy” o poranku. A dla kogoś, kto nie lubi letniej kawy, to świetny przypominacz, że ulubiony napój stygnie. Bardzo lubię pić w nim kawę 🙂
Jak przeczytałam Twój plan dnia, do głowy przyszło mi jedno:) To nie Pan ma swojego kota, to kot ma swoją Panią 😀
Kot nas zawłaszczył w domu i zawładnął nami absolutnie! Nawet jeśli czasem wydaje nam się, że mamy coś do powiedzenia, to kot zawsze ma ostatnie zdanie 🙂
Udział w wyzwaniu zakończony sukcesem, a efekty prezentują się pięknie ♥ Koty to jednak są bardzo wyjątkowe stworzenia 😀 i jak już wszyscy podkreślali potrafią rządzić nami choć wydaje nam się, że jakąś tam władzę nad nimi mamy 😀 Sama z chęcią podpatruję tę edycję wyzwania, ale ciągle coś mi przeszkadza w fotografowaniu tak solidnie 🙂
Dziękuję bardzo <3 To prawda, że koty mają w sobie coś wyjątkowego. My nie mamy chyba żadnej władzy nad naszą kotką. Na początku jak ją przygarnęliśmy to mieliśmy bardzo ambitne plany, jak to jej dobrze nie wychowamy 🙂 Po ośmiu latach mogę śmiało stwierdzić, że ona wychowała nas i dyktuje reguły w domu 🙂 Wyzwanie hour by hour polecam, to świetna zabawa i a efekty mogą stanowić fajną pamiątkę!
Muszę spróbować oczyszczania twarzy olejami! A przy okazji – zamiast 'to do’ polecam ogarnac sobie google keep. Mam wszystko połączone z gmailem, mogę z tego korzystac z kazdego urzadzenia i wszystko sie konfiguruje, mogę listę zakupów udostępnić mężowi itp. ; )
Jeśli będziesz miała ochotę zerknąć na mój dzień , to zapraszam serdecznie.
http://wikilistka.pl/hour-by-hour/
U mnie oleje naprawdę się sprawdziły. I to olej z orzechów włoskich o którym czytałam, że ma tendencje do zapychania twarzy. Fajnie też działała u mnie oliwa z oliwek. Chętnie sprawdzę goole keep. I chętnie poparzę na Twój hour by hour 🙂 Uwielbiam to wyzwanie 😀
Fajna sprawa takie dokumenyiwanie całego dnia. U mnie by to chyba nie wyszli, często jestem mocno zaganiana – z pracy do domu, szybki obiad, syn na zajęcia, potem blog, spacer, przygotowywanie się do pracy, film wieczorny XD Ehh! Nie wiem, czy udałoby mi się ba każdym kroku robić fotki 😉 A ja perfekcjonistka jestem, nie lubię brzydkiego oświetlenia. Ale moze kuedys spróbuje. Ja „wdzięczność” wyrażam wieczorami – jako podsumowanie całego dnia.
Ja kiedyś próbowałam praktykować te „wdzięcznościowe” zapiski rano i wieczorem. Okazało się, że jednak wieczorem jestem bardzo niesystematyczna, więc zostałam przy porankach. Ale każda pora jest dobra 🙂
Mam wrażenie, że nasze ranki są bardzo podobne! Co najmniej jeśli chodzi o wodę i awantury robione przez koty :D. Panicz Fredosław często domaga się jedzenia już od 4 rano ;).
Przecudne jest to zdjęcie papryki! Nie wiem czemu, ale właśnie najbardziej podobają mi się takie codzienne zdjęcia, dokumentujące to, co rzeczywiście się w naszym życiu dzieje.
Nie słyszałam jeszcze o oleju z orzechów włoskich. U mnie na tę chwilę sprawdza się olej kokosowy, który ładnie mi nawilża czoło.
Olej kokosowy też bardzo lubię. Akurat nie mam go na chwilę obecną w łazience, ale często w niej gościł. Ten z orzechów włoskich wzięłam z kuchni, bo nie cieszył się tam popularnością i był praktycznie nieużywany. Ale do twarzy sprawdza się fajnie 😉 Co do kotów, to jest niesamowite, jak potrafią wywracać życie człowieka do góry nogami, ustawiać nam rytm dnia i właściwie to robią z nami co chcą, a my jesteśmy jeszcze za to wdzięczni . Tak przynajmniej u nas w domu jest. Niektórzy mają do tego może zdrowsze podejście 😀
Nie brałam udziału, ale projekt wydaje się być ciekawy. Wiem, że niektóre osoby prowadzą coś takiego codziennie. Podziwiam całym sercem.
Kotka prezentuje się wspaniale i jej zachowanie jest podobne do mojego Toffika. Jedzenie musi być, bo inaczej koniec świata 😉 Kubek jest świetny!
P.S. Lody wyglądają obłędnie.
Kinga, te lody były naprawdę bardzo dobre 🙂 Fajne doświadczenie, takie fotografowanie dnia godzina po godzinie, ale jednak codziennie chyba bym nie dała rady tego robić. Chociaż to też może być ciekawe doświadczenie, porównać sobie potem jakiś okres czasu – dzień po dniu, godzina po godzinie 😉 Na pewno to wymaga jednak dużego samozaparcia i wytrwałości ;0
Bardzo mi się podoba Twoja organizacja czasu 🙂 dzięki temu masz czas na obowiązki i znajdziesz chwilę na przyjemności:) dajesz świetny przykład, że życie nie musi być wcale nudne 🙂 jesteś prawnikiem i na pewno masz ogrom pracy, ale i pokazujesz, że da się wszystko pogodzić 🙂
Staram się pracować nad tym, żeby wypracować sobie dobre nawyki jeżeli chodzi o balans między pracą a odpoczynkiem. Różnie z tym bywa, czasami są takie dni, kiedy ciężko mi znaleźć nawet godzinkę na spacer, już nie mówiąc o popołudniowym zaleganiu z książką na balkonie. Ale staram się, i takie dni jak ten powyżej sprawiają mi dużą przyjemność 😉
5:30 ?! O mamo! Sama z wielkim trudem zwlekam się z łóżka o 7.30, a dzwoniący budzik zazwyczaj przestawiam z pięć razy. Tak, tak, wiem, jak wiele zalet ma poranne wstawania, ale ja zawsze byłam wielkim śpiochem… 😉