You are currently viewing Przestałam obawiać się długich weekendów, czyli dwa ostatnie tygodnie kwietnia

Przestałam obawiać się długich weekendów, czyli dwa ostatnie tygodnie kwietnia

W poświątecznej zawierusze nie pojawiło się na blogu małe podsumowanie poprzedniego tygodnia. Ale to nie oznacza, że niewiele się działo od 14 kwietnia, czyli od czasu, kiedy pojawił się ostatni końcowotygodniowy wpis. Minione dwa tygodnie to był dla mnie ciekawy czas. Starałam się maksymalnie wykorzystywać dostępne możliwości i środki i do nich dostosowywać moje chęci i zamiary.

Kilka wielkanocnych dni spędziłam na mojej rodzinnej wsi, ale nie był to dla mnie zupełnie wolny, świąteczny czas. Miałam trochę pracy do zrobienia. Postanowiłam poszukać równowagi i całkiem nieźle się z tym uporałam. Niby mówi się, że nie można niczego robić połowicznie i po trochu, ale u mnie dobrze się to sprawdza. Dlatego w święta trochę popracowałam, trochę odpoczęłam i nie zastanawiałam się co by było gdyby. Przy okazji nacieszyłam się, również trochę moją rodzinną okolicą. Przepięknym zachodem słońca i siadającymi na kablach ptakami.

A w wielkanocny poniedziałek ruszyłam na Mogielicę, żeby pozachwycać się zimowymi widokami. Relację z tej wycieczki pokazywałam tutaj.

Przestałam obawiać się świąt i długich weekendów

Nie wiem czy znasz to uczucie. Ciężki tydzień, wszystko trzeba pozapinać na ostatnie guziki, a potem przerwa świąteczna czy długi weekend. Wymarzone, wyczekane i… pustka, bo nie wiadomo co ze sobą zrobić. Moja babcia zawsze powtarzała święta, święta i po świętach. Myślę, że jej słowa dobrze oddawały to, co teraz mam na myśli. Człowiek się nastawia, że w święta nie wiadomo jak odpocznie, nacieszy się wolnym, a potem dopada go rozczarowanie. Nie wiadomo czy cieszyć się przerwą w wysprzątam ciężką pracą domu, czy gdzieś się wyrwać. Czy leżeć na kanapie, czy ruszyć tyłek. W dodatku pojawia się presja tykającego zegara, bo wolne zaraz się skończy. Dlatego dłuższe weekendy mogą stać się powodem poczucia frustracji i większego zmęczenia. Pewnie nie u każdego, ale u mnie przynajmniej tak się zdarzało.

Dlatego w tym roku działałam bez napinki. Miałam na święta trochę pracy, podobnie będzie zresztą z nadchodzącym długim weekendem. Ale nie narzekam z tego powodu. Elastyczność to dla mnie największy plus pracy w domu. Tak jak świetnie się u mnie sprawdza krótka drzemka w ciągu dnia, tak baterie lepiej ładuje mi krótki a częsty odpoczynek. Moim zdaniem tutaj też kluczem jest odpowiednie nastawienie. Dlatego nie nastawiam się na wolne. Nie układam sobie w głowie planu tego, jak wypocząć. Nie planuję odpoczywać „za wszystkie czasy”. Po prostu łapię wolną chwilę, kiedy przychodzi, a pracę staram się planować tak, żeby raz na czas złapać luźny dzień na wypad w góry, innym razem pół dnia na spokojne lenistwo na kanapie.

Kraków z innej perspektywy

Poza tym w ostatnim czasie mam tak, że jak na pięć minut wyjdzie słońce, to wychodzę szukać wiosny. Przy okazji staram się patrzeć na Kraków, w którym mieszkam od ponad jedenastu lat, z innej perspektywy. Z okna wieżowca, z krakowskich kopców. Prześladuje mnie takie dziwne poczucie, że głównym elementem panoramy miasta nie jest wzgórze wawelskie ze znanym wszystkim zamkiem, a Elektrociepłownia Kraków, popularny  Łęg,  pieszczotliwie nazywana również fabryką chmur. Mam nadzieję, że cały ten nawis chmur, który nie chce uciec z miasta od kilku dni, nie jest jej zasługą. Macie w swoich miejscowościach takie punkty, których atrakcyjność wizualna jest dyskusyjna, a macie wrażenie, że widzicie je z każdego miejsca?

Za to na Kopcu Niepodległości im. J. Piłsudskiego, stojąc obok biało-czerwonej flagi, zawsze można do fabryki chmur odwrócić się plecami i z przyjemnością popatrzeć na góry. Przy dobrej przejrzystości powietrza nawet na Tatry, ale w tym miesiącu nie było mi to dane. Widok gór zawsze sprawia mi przyjemność. Nawet z tak dużej odległości.

Żeby nie było tak całkowicie szaro-buro, to trochę tej wiosny, jednak udało nam się znaleźć. Poniżej dwa dwa zdjęcia, na których trochę ją widać. Oba robione w okolicach kopca Piłsudskiego. W dzień, kiedy zanim zeszliśmy do samochodu zaczął padać śnieg. Sprawdzają się stare, ludowe mądrości. Kwiecień plecień.

Książka godna polecenia

Przeczytałam ostatnio „Długi film o miłości.Powrót na Broad Peak” Jacka Hugo-Badera. Reportażysta wyruszył na Broad Peak z rodzinami Himalaistów, którzy zginęli tam po ataku szczytowym w marcu 2013r. Celem ich wyprawy było odnalezienie ciał tych, którzy ze szczytu nie wrócili Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Książka wzbudziła szereg kontrowersji. Zachowanie reportera na wyprawie poszukiwawczej i jego późniejsze przedstawienie tej historii, nie zostało dobrze odebrane przez jej uczestników. Ja książkę polecam. Pomimo tego, że czytałam ją jednym tchem, to nie pasuje do niej określenie, że czyta się ją łatwo i przyjemnie. Bo opowiada o zdarzeniach i sytuacjach trudnych.

Nie wiem czy pamiętasz tę sytuację ale po powrocie wyprawy po zdobyciu szczytu posypały się gromy, m.in. na Adama Bieleckiego, który pierwszy wszedł na szczyt i pierwszy z tego szczytu zszedł do bazy. Bohater tej sytuacji też ma okazję wypowiedzieć się w książce. Przy okazji, znajdziecie tam komentarze internautów, które pojawiały się po tej tragicznej wyprawie. Dały mi do myślenia. Zdziwiło mnie to, jak łatwo ocenia się sytuacje, które tak naprawdę większości ludzi są obce. Ciężko jest mi sobie wyobrazić jak wygląda wyprawa na ośmiotysięcznik, jakie prawa rządzą tam człowiekiem, jak na procesy decyzyjne w jego mózgu wpływają czynniki zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne. Nie pokusiłabym się o ocenę wyborów dokonywanych na tej wysokości i w warunkach tak bardzo nienaturalnych dla ludzkiej codzienności. Podobnie jak nie pokuszę się o ocenę zarówno relacji przedstawionej w książce jak i zachowania samego autora podczas wyprawy. O moim podejściu do wyrabiania sobie zdania na każdy temat pisałam w poprzednim wpisie. Każdego kto jednak chciałby sobie wyrobić opinię, zapraszam do lektury.

Na długi majówkowy weekend życzę Ci wszystkiego, czego Ty sobie życzysz. Ale bez napinki! Masz jakieś plany? Podziel się nimi!

Ten post ma 6 komentarzy

  1. Mrs. Puzel

    Tak to jest, że zanim się zdążymy nacieszyć z wolnego, ono się kończy. 🙂

  2. Mom on top

    Oj, my to się zawsze bardzo boimy długich weekendów, bo wtedy nie da się u nas żyć. W obecnych dniach nie wypuszczamy się nigdzie dalej niż bezpośrednie okolice domu i czekamy, aż minie najazd tłumów 😉

    1. lawyerka

      Ja się zaliczam w tym czasie nie rzadko, do grona najeźdźców na górskie okolice. Chociaż w długie weekendy jak już gdzieś jedziemy to staramy się wybierać takie miejsca, gdzie liczymy na trochę chociaż mniej ludzi. Wczoraj byliśmy w Gorcach, na Gorcu Troszackim i Kudłoniu i na szlaku było bardzo, bardzo przyjemnie. Oczywiście mijało się innych spacerujących, ale nie było tłumów. Podejrzewam, że zagęszczenie przy schronisku na Turbaczu mogło być trochę większe 🙂

  3. Im kolejne lata uciekają mi przez palce, tym bardziej doświadczam „nijakości” naszych świąt i długich weekendów. Niby fajnie, że są, ale nic nie wnoszą o mojego życia, mijają gdzieś obok mnie, a każdego roku podchodzę do nich coraz bardziej obojętnie. Tak przecież nie powinno być, prawda? A pomyśleć, że jeszcze kilkanaście lat temu ten czas był dla mnie wypełniony taką magią…
    W tym roku na majówkę zostałam w Krakowie, leniuchuję i oglądam dobre filmy. Dobrze zrobił mi ten czas resetu, zwłaszcza, że przede mną intensywny czas. Mam nadzieję, że twój weekend też minął przyjemnie!
    Ps. Przepiękne drugie zdjęcie z poszukiwania wiosny!

    1. lawyerka

      Dziękuję! Co do świąt i długich weekendów daleka jestem od określania jak powinno być. Też zauważam, że święta co jakoś coraz mniej odświętne i magiczne. Ja coraz mniej się na nie nastawiam. Ale też pogodziłam się z tym. Wydaje mi się, że grunt to zadbać o siebie w tym czasie tak, żebyśmy potem mieli satysfakcje, że fajnie spędziliśmy czas. Czasem to będzie podbijanie świata, a czasem spokojny weekend z kanapą i książką, filmem albo serialem. Ja miałam długi weekend z pracą 🙂 Ale znalazłam czas na to, żeby zahaczyć o góry, więc weekend oficjalnie mogę uznać za udany! Mam nadzieję, że Ty też naładowałaś baterie i powodzenia w intensywnym czasie!!

  4. Przed weekendem majowym w wysokich obcasach pojawił się taki ciekawy artykuł redaktor naczelnej, o 'weekendowym syndromie” – to właśnie ten stres i frustracja pojawiające się gdy przychodzi weekend, a my zrobiłyśmy sobie bardzo długa listę rzeczy do zrobienia . A potem przychodzi rzeczywistość, stres i frustracja, bo zwykle nawet połowy z tego nie da się zrobić ;/

Dodaj komentarz