Styczeń był dla mnie jak pstryknięcie palcami. Zaczął się z dużym impetem, nową energią, jak zawsze u mnie w nowym roku. A potem minął. Nie wiadomo kiedy. Nie, żeby nic się nie działo. Działo się, oj działo. I to chyba właśnie dlatego pierwszy miesiąc roku zniknął w mgnieniu oka. Przeleciał szybko, ale nie przez palce. Jesteście ciekawi, co się u mnie działo w styczniu? Zapraszam!
Więcej czasu na bloga
Po pierwsze, z końcem grudnia zrezygnowałam z jednego z moich zobowiązań. Chciałam mieć więcej czasu dla siebie i dla tego bloga. I to się udało. Pisanie tego bloga i wszystkie około blogowe działania przynoszą mi niesamowitą radość, dlatego im więcej czasu mogę mu poświęcić, tym dla mnie (i mam nadzieję dla Was, czytelników) lepiej.
Chciałabym, żeby ten blog był miejscem, do którego zaglądacie po lekkie i przyjemne treści, ciekawostki prawne, dawkę motywacji, ale też chciałabym, żeby był on dla Was przydatny. Żeby bawił i uczył 🙂
Dlatego jeżeli chcielibyście o czymś poczytać na blogu, jeżeli są jakieś tematy, zagadnienia,które Was interesują (związane z tematyką bloga), albo jeżeli macie do mnie jakieś pytania, to koniecznie dajcie mi o tym znać w komentarzach, albo napiszcie na poczta@lawyerka.pl .
Zmiana trybu życia
Styczeń to dla mnie też kolejny miesiąc, w którym powoli próbuję sobie poukładać codzienną rutynę. Ogarniam rzeczywistość i próbuję poukładać sobie ją w czasie. Czytaliście mój wpis o organizacji pracy w domu? Pisałam go w grudniu 2016 roku, kiedy moja praca i tryb życia wyglądały zupełnie inaczej ( myślę nad nowym wpisem z tej kategorii, dajcie znać czy jesteście zainteresowani).
W tamtym wpisie wspominałam o tym, że najbardziej lubię wstawać wcześnie rano, bo wtedy dzień jest długi, a rano najlepiej mi się pracuje. Z porannym wstawaniem nigdy nie miałam problemu, a piąta, to była zdecydowanie moja ulubiona godzina. Ale kilka miesięcy temu, z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałam moją rutynę pozmieniać. Teraz kładę się spać najwcześniej około 1, 2 w nocy. Przez to wstaję nie wcześniej niż o 7 albo 8. Powoli przyzwyczajam się do pracy popołudniami i wieczorami, ale jest to zupełnie wbrew mojej naturze. A raczej może wbrew moim przyzwyczajeniom.
To przestawianie się idzie mi bardzo powoli, ale o dziwo coraz lepiej. Mam nadzieję, że wkrótce przestanę rozpatrywać się w kategorii morning person i stanę się pełnoprawną sową. Póki co dbam o małe przyjemności. I w końcu udało mi się wyrwać, na śniadanie na mieście!
Do poczytania
Znalazłam w styczniu trochę czasu na czytanie. Rok zaczynałam z „Japonią w sześciu smakach” Anny Świątek. To relacja Polki z rocznego pobytu w Japonii. Jeżeli szukacie czegoś lekkiego i przyjemnego do poczytania w tej tematyce, to serdecznie Wam tę książkę polecam. Znajdziecie w niej kilka ciekawostek dotyczących życia i codzienności w Japonii, widzianej oczami Europejki.
Przeczytałam też w styczniu „Zniknięcie Słonia”. Zbiór opowiadań Murakamiego. Do Murakamiego mam szczególną słabość, jeszcze z czasów liceum, kiedy zaczynała się moja czytelnicza z nim przygoda. Lubię zatapiać się w rzeczywistości kreowanej przez tego pisarza. Mam wrażenie, że tworzenie rzeczywistości niezwykłej i magicznej przychodzi mu z taką łatwością, jakby co najmniej sam zatopiony był w niej po uszy. Dlatego kiedy czytam u niego o fabryce, w której rozrzedza się słonie i tajemniczych ludziach z telewizora, to mam wrażenie, jakby to wszystko działo się tuż obok.
Przeczytałam również w tym miesiącu „Kasację” Remigiusza Mroza. O kryminałach tego autora słyszałam wiele dobrego, ale szczerze mówiąc, chyba nie są to jednak moje klimaty. O ile Murakamiemu jestem w stanie uwierzyć w fabrykę, w której rozrzedza się słonie i ptaka, który nakręca rzeczywistość, o tyle u Mroza jest za dużo detali, które wybijają mnie z nurtu fabuły, przez co całość staje się dla mnie mało wiarygodna. Nie mniej jednak myślę, że „Kasacja” może spodobać się fanom gatunku, którzy nie będą na te detale zwracać uwagi. Więcej na ten temat pisałam na blogu we wpisie Kasacja Remigiusza Mroza wrażenia z perspektywy prawniczki.
Gran Canaria
Moją styczniową rzeczywistość zdominował też wyjazd na Gran Canarię! Nie będę się jednak na jego temat szczególnie rozpisywać. Sporo zdjęć z wyjazdu wrzucałam na Instagrama, a na blogu pojawiło się kanaryjskie Tu i Teraz i wpis z 5 powodami, dla których warto odwiedzić Gran Canarię. Na moim kanale na youtubie jest też pierwsza część vloga z Gran Canarii, na którą serdecznie Was zapraszam.
Dodam tylko, że przy okazji wyjazdu, udało mi się zrealizować aż trzy punkty z podróżniczego wyzwania Kingi z bloga Mylittlepleasures. Zaliczyłam kąpiel w oceanie i spacer górskim szlakiem na Roque Nublo. Chociaż jeżeli chodzi o ten drugi punkt, to mam nadzieję, że wiosną i latem będę miała okazję na „porządniejsze” spacery po górach. Szlak na Roque Nublo, którym szłam, to zalednie 1,5 km 🙂 Spróbowałam też trochę dań kanryjskiej kuchni. Niezmiennie zakochana jestem w patatas arrugadas. Małych ziemniaczkach, oprószonych solą morską, podawanych ze skórką, najczęściej w towarzystwie pikantych sosów mojo rojo i mojo verde. Proste i genialne!
Ulubieńcy i polecajki
Jeżeli jeszcze nie widzieliście, to na moim kanale pojawił się film z ulubieńcami stycznia. Serdecznie Was na niego zapraszam!
Na blogu pojawiła się też w tym miesiącu mini seria z prawem dla narciarzy. Jeżeli lubicie sporty zimowe, to zajrzyjcie do tych wpisów :
Polecam Wam też dwa ciekawe posty, które pojawiły się na innych blogach :
- Domowe studio fotograficzne – światło ciągłe – u Natalii, na blogu Jestrudo.pl, znajdziecie obszerny poradnik dotyczący oświetlenia przy fotografii. Sama ostatnio zastanawiam się nad kupnem lamp, a to kompendium przystępnie przedstawionej wiedzy. Dowiecie się od czego zacząć budując domowe studio i na co zwrócić uwagę, kupując pierwsze lampy.
- Kulisy blogowania- plusy i minusy codziennego pisania postów – na blogu Lifemanagerka.pl pojawił się bardzo ciekawy post, o plusach i minusach codziennego pisania i wrzucania postów na bloga.
A jak Wam minął styczeń? Jakie macie plany na luty?
Ja z kolei zawsze chciałam być morning person, ale z natury jestem sową choć etat zmusza do bycia morning person i chodzenia wcześniej spać 🙂 Ciekawa jestem Twoich wrażeń z takiego trybu życia. Muszę sięgnąć po Murakamiego, bo nigdy nie miałam okazji choć wiem, że jest doceniany. No i Japonia, moja miłość. 🙂
Fajowe muszą być śniadania na mieście! Super, że poznałaś Kingę, której instagrama też śledzę.
Pozdrawiam 🙂
Ja nawet nie wiem, co działo się u mnie w styczniu, ale chyba nic specjalnego, skoro nie pamiętam 😉
Ja jestem sową i nie chciałabym musieć tego zmieniać 🙂 Fajny styczeń za Tobą, zazdroszczę wyjazdu na Gran Canarię 🙂 U mnie styczeń był bardzooooo intensywny. Myślałam, że luty będzie spokojniejszy, ale jak na razie się na to nie zapowiada 🙂